niedziela, 7 lutego 2016




(50) Nadchodzi burza


   Rok 1943, w przeciwieństwie do poprzedniego, obfitował w szereg ważnych wydarzeń. 2 lutego usłyszałem transmisję radia niemieckiego z żałobnego wiecu w Berlinie, na którym opłakiwano zagładę 6 armii Paulusa pod Stalingradem. Była to pierwsza wielka klęska Niemców na wschodzie i w ogóle pierwsza, do której się oficjalnie przyznali. Nie oznaczało to jeszcze odczuwalnego zwrotu w sytuacji wojennej, zwłaszcza na głębokich tyłach, ale stało się jasne, że Niemcy wojny nie wygrają. Dla nas stwierdzenie tego faktu miało szczególne znaczenie, gdyż - jak wspomniałem - należało rozstrzygnąć dylemat: zostać w Brześciu, czy przedostać się za Bug. Sprawa ta na razie nie wydawała się pilna, ponieważ rzeka przepływa blisko miasta. Sam miałem okazję być dwukrotnie w Terespolu podczas okupacji.

Niemcy pod Stalingradem. (polskatimes.pl)
   Odtąd też z coraz większą uwagą śledziliśmy ruchy linii frontu, która powoli, lecz nieubłaganie sunęła na zachód. W oficjalnych komunikatach Niemcy nie podawali jej dokładnego przebiegu, ale na podstawie  wymienianych miejscowości można było coś niecoś ustalić. Przez długi czas powtarzały się nazwy: Staraja Russa, Wiaźma, Briańsk, Biełgorod. Później: Wielikije Łuki, Witebsk, Konotopo, Donieck. Gdy w komunikatach pojawiły się nazwy miast: Mogilew, Mozyr, Żytomierz - poczuliśmy, że rozstrzygający okres nadchodzi. Nastąpiło to jednak dopiero w drugiej połowie roku.
 
Sympatia nr 5 - Bronka. Foto z dnia 10 czerwca 1943 r.


   W kwietniu poruszył nas ogłoszony z wielką wrzawą komunikat niemiecki o odnalezieniu w Katyniu na Białorusi zbiorowych mogił oficerów polskich, pomordowanych przez NKWD wiosną 1940 roku. Nie bardzo wiedzieliśmy, jakie zająć stanowisko. Z jednej strony doświadczenia wyniesione przez nas z lat 1939-41 przemawiały przeciw władzom sowieckim, z drugiej jednak żywiliśmy głęboką nieufność wobec niemieckiej propagandy, której bezczelne kłamstwa zdążyliśmy już poznać. Uznaliśmy, że odkrycia grobów dokonano znacznie wcześniej, lecz ujawniono w chwili dla Niemców dogodnej. Byliśmy skłonni dać wiarę niemieckim enuncjacjom i to pogłębiło jeszcze bardziej naszą nieufność wobec intencji Związku Sowieckiego co do Polaków. Z dzisiejszego punktu widzenia zarówno sama zbrodnia jak i jej kłamliwa interpretacja stanowiły podwójny błąd polityczny Stalina; mógł go chociaż częściowo naprawić, ogłaszając szczerą prawdę o Katyniu. Nic takiego nigdy się nie stało. Przeciwnie, władze sowieckie po wyzwoleniu smoleńszczyzny w 1944 roku opublikowały komunikat przypisujący tę zbrodnię oddziałom SS, ale nie dopuściły żadnej komisji międzynarodowej. W późniejszych latach nie przeprowadzono żadnego dochodzenia mającego na celu wykrycie i postawienie przed sądem niemieckich winowajców. Władze PRL przyjęły oficjalną wersję sowiecką, a na stawiane przez społeczeństwo żądania wyświetlenia prawdy odpowiadały wymijająco, iż krew 600.000 poległych w Polsce żołnierzy sowieckich wyrównała istniejące dotychczas rachunki krzywd i na tym należy zamknąć wszelką dyskusję. W rzeczywistości nawet sowieckiej wersji oficjalnej nie podaje żadna encyklopedia, żaden podręcznik wydawany w kraju - po prostu Katyń jest całkowicie przemilczany.
 
Rozkaz zamordowania polskich oficerów.
   W nocy z 30 kwietnia na 1 maja sowieckie lotnictwo wykonało pierwszy w tej wojnie nalot na Brześć - widomy znak, że front znów ruszył z miejsca i zaczął się cofać na zachód. Bomby spadły w mojej dzielnicy, m. in. spalony został budynek, w którym się znajdowała sala "Świt". Wkrótce zauważyliśmy inne oznaki świadczące o niepowodzeniach na froncie wschodnim: przybyły nowe szpitale, ewakuowane z głębi Rosji. Nastąpiły rekwizycje mieszkań. W czerwcu również nas wyrzucono z wygodnej willi przy ul. Kościelnej. Mieliśmy dwie godziny na wyniesienie się. Jakimś cudem ojciec znalazł mieszkanie zastępcze - mały, pożydowski domek na ul. Sienkiewicza, tak nędzny, że nikt go dotychczas nie zajął. Był ciasny i bez wszelkich wygód (na Kościelnej mieliśmy wodę bieżącą, ubikację a nawet wannę), ale zaczynało się lato, więc łatwiej znosiliśmy ów prawie wsiowy prymityw.
 
Sympatia nr 6 - Mietka. Foto z dnia 2 stycznia 1944 r.
   W lipcu przyjechał niespodziewanie Mundek Mąkiewicz, brat wuja Edwarda, zięcia ciotki Janki. Przybywał z Wołynia i przywiózł wiadomość o tragicznej śmierci dziadków Ancutów, zamordowanych przez Ukraińców podczas ewakuacji polskiego obozu warownego w Hucie Stepańskiej. O Bielawskich nie miał dokładnych wiadomości. Jego zdaniem ocaleli z rzezi i dotarli do oddziałów partyzanckich. Wieść o śmierci rodziców stanowiła wielki cios dla matki. Oboje byli przecież zdrowi, mogli żyć jeszcze wiele lat...
   W połowie września, zamiast jeńców sowieckich, pojawili się w magazynach intendentury jako robotnicy - jeńcy włoscy, do niedawna sojusznik, który zdradził fuhrera i Wielką Rzeszę i "haniebnie" skapitulował. Żołnierze włoscy, drobni, czarni, apatyczni, w podartych i brudnych płaszczach ciemnozielonej barwy, wyglądali smutnie i nędznie, ruszali się niemrawo, za co obrywali kopniaki, szturchańce i wyzwiska od swych byłych niemieckich towarzyszy broni. My, Polacy, nie żywiliśmy do nich uczucia nienawiści, ale też nie współczuliśmy, choć na pewno zasługiwali przede wszystkim na litość, jako ofiary gigantomanii swego duce.
   Z początkiem października nastąpił ostatni akt tragedii Żydów brzeskich. Agonia tej społeczności zaczęła się na długo przedtem, właśnie od 22 czerwca 1941 r., pierwszego dnia drugiej okupacji. Zostali od razu wyjęci spod prawa. O ile nam pozwolono na razie pędzić stosunkowo normalne życie - pod warunkiem całkowitej uległości wobec okupanta - Żydów z miejsca pozbawiono wszelkich stanowisk i wszelkiej własności, zmuszono do noszenia na piersiach i na plecach żółtej, naszytej na ubranie łaty, zabroniono im wstępu do sklepów, restauracji i innych publicznych lokali. Po kilku miesiącach wytyczono w mieście rejon kilku ulic, otoczony wysokim ogrodzeniem z drutu kolczastego i spędzono ich do tego getta jak bydło, osiedlając w niesłychanie prymitywnych warunkach, po kilka rodzin w jednej izbie. Nie wolno im było zabrać ze swych domów niczego, oprócz małych węzełków. Odtąd stali się niemal więźniami obozu koncentracyjnego. Pracowali za głodowe racje żywnościowe w różnych instytucjach i warsztatach oraz wykonując najgorsze roboty fizyczne.
---------------------------------------------------------------
 "22 czerwca 1941 r. Brześć został zajęty przez wojska niemieckie. Ulokowano w nim centrum okręgu (Bezirk Brest), należącego do komisariatu Rzeszy Wołyń–Podole. Tutejszych Żydów już w pierwszych dniach okupacji dotknęły szykany. Wprowadzono nakaz noszenia opasek z biało-czerwoną, sześcioramienną gwiazdą. Żydzi nie mogli znajdować się na ulicach, z wyjątkiem chwil, gdy udawali się do pracy lub wracali z niej. Mogli przechodzić jedynie środkiem jezdni i poruszać się w kolumnach. Mieli zakaz pochylania się i podnoszenia z ziemi czegokolwiek. Pracownicy służb miejskich nie mogli witać się z Żydami ani z nimi rozmawiać.
Miasto zostało podzielone na dwie części – żydowską i aryjską. Wejścia do obejść żydowskich były specjalnie oznaczone. W kilkanaście dni od przybycia do Brześcia oddziałów SD oraz wprowadzenia administracji wojennej, władze wydały obwieszczenie wzywające wszystkich Żydów do stawienia się w biurze pracy, gdzie każdy otrzymał zlecenie podjęcia pracy. We wrześniu 1941 r. komisarz miasta Burat zakazał wspólnych targów żydowsko–chrześcijańskich; chrześcijanie nie mogli też korzystać z pośrednictwa Żydów. Żydzi mogli handlować tylko w wydzielonych magazynach. Za sprzedaż im mebli oraz innych przedmiotów groziły dotkliwe kary, dotyczące zarówno mieszkańców miasta, jak i okolicznych wsi.
Społeczność żydowska była systematycznie ograbiana z majątku. 8 sierpnia 1941 r. Niemcy zażądali kontrybucji w wysokości 2 mln rubli, która miała być uiszczona w złotych monetach z czasów carskich. Żydów zobowiązano do zdania władzom futer, tkanin, narzędzi elektrycznych, rowerów, wyrobów z metali szlachetnych i kolorowych. Grabieże domów żydowskich stały się czymś powszednim. Za wszelkie wykroczenia typu wyjście na miasto bez opaski, chodzenie po chodnikach, zakupy w nieżydowskich sklepach, spekulację itp. należało uiszczać kary pieniężne w wysokości od 50 do 500 rubli. Gdy osoba nie była w stanie jej zapłacić – kierowano ją do ciężkich robót. Szacuje się, iż społeczność żydowska przekazała gotówkę, precjoza i inne przedmioty na łączną sumę ok. 26 mln rubli. Z każdą z kontrybucji wiązało się branie przez Niemców zakładników – od 30 do 50 osób.
Na początku lipca 1941 r. aresztowano ok. 200 mężczyzn zgłaszających się w biurze pracy oraz złapanych na ulicach i przewieziono ich do Twierdzy Brzeskiej. Po pięciodniowym uwięzieniu bez pożywienia i wody, wszystkich rozstrzelano na terenie fortu nr 2.
12 lipca 1941 r. Niemcy dowodzeni przez Oberführera SS Schongarta zorganizowali obławę. W jej trakcie 307. batalion policji przeprowadził rewizje w mieszkaniach brzeskich Żydów. Aresztowano ok. 5 tys. mężczyzn i chłopców w wieku powyżej 13 lat. Byli oni przedstawicielami różnych środowisk, m.in. inteligenci, urzędnicy partyjni i robotnicy, żołnierze armii polskiej do 1939 r. oraz tzw. „wostocznicy” – obywatele ZSRR, którzy do Brześcia przyjechali w okresie 1939–1941. Wszystkich rozstrzelano. Do końca 1941 r. straty wśród ludności żydowskiej wyniosły 25% w porównaniu ze stanem sprzed 1939 r."
( http://www.sztetl.org.pl/pl/article/brzesc/13,miejsca-martyrologii/22296,getto-w-brzesciu/)
----------------------------------------------------------------
Getto w Brześciu, 1942. Na tablicy napis: ""Ostrzeżenie|Wstęp do dzielnicy żydowskiej dla miejscowej ludności aryjskiej jest surową karą wzbroniony. Komisarz Miasta" (wersja w języku polskim, niemieckim i rosyjskim).    (http://judaika.polin.pl/dmuseion/docmetadata?id=5592&show_nav=true).
   Trudno się oprzeć wrażeniu, że był to swoisty odwet losu za stosunek Żydów do Polski i Polaków. Wielu z nich bowiem po upadku państwa polskiego nie ukrywało mściwej radości (często powtarzane okrzyki: "Wasze już się skończyło!"). Skąd ta nienawiść? Może nie mogli darować "pogromu" sprzed kilku lat i biernej wówczas postawy policji? Jest faktem, że - z nielicznymi wyjątkami - już przed wojną odnosili się Żydzi do Polaków pogardliwie i z wyższością godną typowych rasistów. Wielokrotnie doświadczyłem tego osobiście. Prawda, iż odpłacano im często pięknym za nadobne. Zmianę władzy we wrześniu 1939 r. przyjęli z hałaśliwym entuzjazmem, dziwnym u najbardziej przecież zagorzałych zwolenników "prywatnej inicjatywy". Masowo wstępowali do partii i Komsomołu, zajmowali wszystkie lepiej płatne stanowiska, usiłowali od początku stać się niezbędnymi dla nowej władzy. Denuncjowali Polaków w NKWD, przyczynili się niemało do ich prześladowań.
   Zdaje się, że dopiero okrutny los, jaki im zgotował faszyzm, otworzył niektórym oczy i pozwolił - zbyt późno - docenić warunki przedwojennej, spokojnej, dostatniej, choć nie dla wszystkich, egzystencji. Pewnego razu, już po utworzeniu getta, zaszedłem do pracowni krawieckiej, w której byli zatrudnieni sami Żydzi, aby dać do przenicowania stary szkolny mundur. Oczekując na przymiarkę, zagwizdałem melodię "Pierwszej Brygady". Krawiec słuchał przez chwilę uważnie, potem z nieśmiałym uśmiechem zapytał: "Uch, proszę pana, kiedy my to znów usłyszymy?"
   Czy zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka? Zdaje się, że mimo wieści o likwidacji getta warszawskiego, nie chcieli uwierzyć, iż do tego samego może dojść w Brześciu. Uważali się za potrzebnych okupantom jako siła robocza, tania i wykwalifikowana. Ucieczki z brzeskiego getta były niezwykle rzadkie, chociaż możliwości ich dokonania istniały. 
   Nie wszyscy Żydzi chcieli naśladować przykład Janusza Korczaka, który dobrowolnie wybrał śmierć wśród swojej społeczności, chociaż podobno sami Niemcy proponowali mu  ocalenie życia. Był w Brześciu lekarz żydowski, który jeszcze przed wojną dla kariery przeszedł na katolicyzm, usiłując odgrywać rolę stuprocentowego Polaka. Po wkroczeniu Niemców został oczywiście zaliczony do narodowości żydowskiej i zmuszony dzielić los swych ziomków. Człowiek ten jednak głośno protestował twierdząc, że Żydem przestał być dawno. Co niedzielę chodził do kościoła na mszę a żółte łaty nosił przerzucane na sznurku przez ramię. Nie zjednało mu to sympatii ani po jednej ani po drugiej stronie drutów i nie uchroniło od spełnienia się losu.
   Jednego z pierwszych dni października, jadąc rano rowerem do pracy, zobaczyłem ulice gęsto obstawione przez żandarmów. W kierunku getta w ogóle nikogo nie przepuszczano. W pracy od innych robotników dowiedziałem się, iż od wczesnych godzin rannych całą ludność żydowską wyprowadzono ulicą Jagiellońską w kierunku rampy kolejowej pod Twierdzą, gdzie załadowano wszystkich do wagonów towarowych. Prowadzeni byli pod konwojem, przy akompaniamencie dzikich wrzasków, szczekania psów policyjnych i wystrzałów. Wielu zginęło nie dotarłszy nawet do wagonów. Tych, którzy nie mogli opuścić domów lub początkowo ukryli się, zabijano na miejscu lub odprowadzano na miejsce egzekucji za miastem. Ulicami przejeżdżały furmanki wyładowane stosami nagich zwłok. Bezładnie rozrzucone ciała widać było przed wieloma domami getta. 
   Przeżywaliśmy wielki wstrząs, gdyż dotychczas nikt nie wierzył w możliwość takiej masakry. Dopiero wówczas zobaczyliśmy, do czego są zdolni Niemcy. Było to zarazem ostrzeżenie dla wszystkich Polaków, iż mogą podlegać likwidacji w następnej kolejności.
----------------------------------------------------------------
"Getto zlikwidowano 15–18.10.1942 roku. Ten fakt potwierdzają zapisy w księdze archiwalnej magistratu brzeskiego. Pod datą 14 października wpisano: »16 943 Żydów«, a skreślono ten sam wpis z 16 października. Pozostałych przy życiu Żydów faszyści wywieźli do uroczyska Bronna Góra, 125 km stąd, za Berezą Kartuską. Na stacji opodal twierdzy brzeskiej wsadzono ich do wagonów bydlęcych. Oprawcy nakazali, by Żydzi rozebrali się w wagonach, groby były już gotowe. Żydów wyprowadzano prosto do przygotowanych dołów i zabijano.
Przed II wojną światową w Brześciu żyło 34 tys. Żydów, a po likwidacji getta – już tylko 19 osób. Były to dwie rodziny, które ukryły Pelagia Makarenko i Polina Gołowczenko, a także dzieci, które zdołały stąd uciec."
(Wspomnienie Borysa Bruka, http://www.sztetl.org.pl/pl/article/brzesc/16,relacje-wspomnienia/33669,wspomnienie-borysa-bruka-o-brzeskim-getcie/)
-----------------------------------------------------------------
   Po wywiezieniu z getta żywych i umarłych, Niemcy pod karą śmierci zabronili zabronili miejscowej ludności wchodzenia za druty. Widocznie przeszukiwali teren w nadziei odnalezienia ukrytych kosztowności. Trafili się jednak amatorzy pożydowskich "skarbów" - kilku młodych mężczyzn, którzy przekradli się nocą do opustoszałego getta. Myszkujące trzy hieny przyłapali żandarmi i natychmiast powiesili w jednym z najbardziej ruchliwych punktów Brześcia - na skrzyżowaniu Dąbrowskiego i Kościuszki. Wisieli na gałęziach drzewa, nisko nad ziemią, mając wciąż na sobie po kilka ubrań a na szyi tablicę z napisem po niemiecku i po polsku: "Ja rabowałem." Była to jedyna publiczna egzekucja w naszym mieście. Od rana wokół wisielców gromadził się tłum (powieszenia dokonano w niedzielę), ale nikt im nie współczuł.
   Po kilku miesiącach okupanci zezwolili na osiedlanie się w byłej żydowskiej dzielnicy. Skorzystali z tego nieliczni. Aż do końca wojny wielki obszar getta straszył pustką, nieładem, trupami domów bez drzwi i okien oraz stosami walających się wszędzie rupieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz