sobota, 19 marca 2016




(55) Bunt w wojsku. Obrazki z Warszawy.

   Tymczasem w kraju, zwłaszcza na terenach wyzwolonych w ubiegłym roku, działo się niedobrze. Przeciwnicy PKWN, a było ich wielu, zaczęli coraz śmielej występować przeciw nowej władzy. Od szeptanej propagandy i biernego oporu przeszli do akcji zbrojnych - napadów na mniejsze posterunki milicji i wojska, komitety partyjne, rady narodowe. Padały strzały przy realizowaniu reformy rolnej. W koszarach niewiele wiadomości do nas docierało, byliśmy praktycznie odcięci od otoczenia i zapracowani od świtu do nocy. W końcu jednak dywersyjna działalność organizacji podziemnych znalazła dramatyczne odbicie również na naszym terenie. Pewnego wieczoru w lutym rozeszła się wieść, że jedna z kompanii szkolnych trzeciego batalionu została wyprowadzona do lasu. Dezercję zorganizował dowódca kompanii, przedwojenny oficer. Pod jakimś pozorem pobrano na jego rozkaz ostrą amunicję i kompania wymaszerowała za miasto, rzekomo na ćwiczenia z taktyki. Gdy nie wróciła do kolacji, wszczęto alarm. Dowództwo po przeprowadzeniu wstępnego śledztwa zorientowało się co do celu tego wymarszu. Zarządzono pościg. Wyznaczone oddziały, we współdziałaniu z innymi jednostkami z Chełma, wyruszyły w kilku kierunkach do okolicznych lasów. Wkrótce nawiązano kontakt ogniowy z oddziałem, w którym, jak się potem okazało, nie wszyscy podchorążowie byli poinformowani o przyczynach wyjścia z koszar. Zostali otoczeni i częściowo wybici, reszta trafiła do niewoli. Przez cały następny dzień zwożono zwłoki i układano w świetlicy.
   Jakby nie dość było dramatycznych wydarzeń, w dniu pościgu i walki ze zbuntowaną kompanią, około godziny trzeciej, gdy na placu odbywała się odprawa wart i służb, nadleciał mały "kukuruźnik", na niedużej wysokości zatoczył krąg, po czym niespodziewanie przechylił się na skrzydło, wpadł w korkociąg i runął na ziemię, uderzając po drodze w róg budynku administracyjnego. Działo się to nie więcej niż 100 metrów ode mnie - pełniłem wtedy służbę wartowniczą na posterunku koło parku czołgowego i cały wypadek widziałem we wszystkich szczegółach. Natychmiast po upadku samolot ogarnęły płomienie. Nadbiegli ludzie, ale stanęli wokół bezradnie, nie mogąc wyciągnąć załogi z szalejącego ognia. W katastrofie zginęli: sowiecki generał i major - pilot. Spalone zwłoki wydostano dopiero wieczorem, po ugaszeniu pożaru. Jeszcze jedną salę obok świetlicy zamieniono na dom żałoby.
Jedna z wersji Po-2 ("kukuruźnika") (http://yoyosims.pl/historia_I-153.html)
   Wkrótce odbył się pierwszy sąd wojenny, który wszystkich dezerterów skazał na śmierć. Wyrok wykonano przez rozstrzelanie w lesie, za miastem.
    Opisane wypadki spowodowały duże zdenerwowanie kadry i przygnębienie wśród podchorążych. Przeraziło nas widmo wojny domowej. Nie byliśmy przygotowani na tak brutalne zetknięcie się orientacji lewicowej, prosowieckiej, z "prolondyńską", nastawioną na rekonstrukcję stosunków przedwojennych. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że w naszym społeczeństwie istnieją tak ostre podziały, że walka będzie zażarta, znaczona dziesiątkami, setkami i tysiącami zabitych. Ataki podziemia na posterunki wojska i jego infrastrukturę odbierałem jako utrudnienie i opóźnianie zakończenia działań wojennych i wyzwolenia tysięcy niewolników w Rzeszy. 
---------------------------------------------------------------------------------
"Stanisław Kulik (1904) urodził się we wsi Surmacze. Żołnierz Wojska Polskiego od 1924 r., w okresie międzywojennym służył w 35 pułku piechoty w Brześciu. Brał udział w zajęciu Zaolzia w 1939 r.

Stanisław Kulik. Zdjęcie ze zbiorów Grażyny Starzyńskiej.
W czasie kampanii wrześniowej żołnierz Armii „Prusy”, następnie żołnierz organizacji „Miecz i Pług” w Bielsku Podlaskim (1940 – 1943). W czasie jednej z prób zatrzymania w Międzyrzeczu Podlaskim zabił czterech Niemców. Od 1943 r. dowódca oddziału AK w Obwodzie Biała Podlaska, dowódca oddziału BCh na Podlasiu (od 1944 r.). We wrześniu 1944 r. wstąpił do WP, gdzie pełnił m.in. stanowisko dowódcy kompanii Oficerskiej Szkoły Broni Pancernej WP w Chełmie Lubelskim (1944-1945). W marcu 1945 r., pod pozorem ćwiczeń nocnych, wyprowadził w pełnym uzbrojeniu podległą mu kompanię do lasu. W grupie ok. 60 żołnierzy wspierało go 10 wcześniejszych akowców. W wyniku walk z jednostką pościgową kilkunastu dezerterów zostało zabitych, kilku aresztowano, pozostali rozpierzchli się. Będąc ciężko rannym musiał się ukrywać. Po rehabilitacji z ramienia Inspektoratu Delegatury Sił Zbrojnych Chełm został mianowany komendantem Placówki nr 2 w gminie Rakołupy, pow. Chełm. Do września 1945 r. prowadził aktywną walkę partyzancką, wykonując kilkanaście wyroków śmierci na funkcjonariuszach UB i MO. W sierpniu 1945 r. rozformował oddział.

W wrześniu 1945 r. osiedlił się na Wybrzeżu - w Gdyni. Od stycznia 1946 r. przystąpił do organizowania zalążków Okręgu Inspektoratu AK-WiN na Wybrzeżu. W dniu styczniu 1946 r. powołany został przez niego oddział Kadr Dywersyjnych – 111 (KD – 111), zwanych również czasami zamiennie, jako Kadry Dyspozycyjne. Stanisław Kulik prowadził dalszą akcję werbunkową i partyzancką. Z końcem lutego 1946 r. wydał rozkaz wykonania wyroku śmierci na sekretarzu komórki PPR w Gdyni Obłużu Wincentym Grunie, który wykonano 4 marca 1946 r. Zdarzenie to zmobilizowało do działania siły bezpieczeństwa. Stanisław Kulik został zatrzymany w marcu 1946 r. przez UB, przetrzymywany był w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku (skąd próbował uciekać). 31 października skazany na karę śmierci, wyrok wykonano 28 grudnia 1946 r."
(IPN Oddział w Gdańsku, https://m.facebook.com/IPN.Gdansk/posts/720596411402300:0).
-----------------------------------------------------------------------
"Так, 2 марта 1945 г. рота курсантов численностью 74 человека под командованием поручика Кулика покинула с оружием в руках танковое училище Войска Польского в г.Хелм с целью присоединиться к отрядам АК. Однако уже на следующий день силами 2-го батальона 98-го пп эта группа была настигнута и окружена. В результате боя 5 беглецов были убиты, 5 — ранены, 39 — захвачены в плен, некоторым удалось скрыться."
(http://www.memo.ru/history/polacy/)
----------------------------------------------------------------------- 
"W marcu 1945 roku ze szkoły oficerskiej w Chełmie jednej nocy „ubyło” blisko 300 podchorążych."
(http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleinmagazineshow/5276?t=KAINOWE-ZNAMIE)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

W miarę oswabadzania nowych rejonów, zajmowano też nowe garnizony, lepiej przystosowane do zakwaterowania różnych rodzajów wojsk. Tak więc z początkiem marca również Oficerska Szkoła Broni Pancernej opuściła Chełm, przenosząc się do twierdzy modlińskiej. Z Chełma do Warszawy jechaliśmy całą noc, w wagonach osobowych, wprawdzie nieoświetlonych, ale z całymi szybami, co w owych latach a nawet i po wojnie, stanowiło prawdziwy komfort. Z Dworca Wschodniego przemaszerowaliśmy w szyku na Wileński, gdzie okazało się, że pociąg do Modlina będzie podstawiony dopiero po południu. Wobec tego porozchodziliśmy się. Ja pomaszerowałem nad Wisłę i przeszedłem rzekę po moście pontonowym, jedynym, jaki wówczas łączył oba brzegi. Ruch na nim panował ogromny. 
Tymczasowy most pontonowy, 1945 (http://nowahistoria.interia.pl/slideshow/galerie,iId,1275671,iAId,97358,iSort,5)
   Most przerzucono w pobliżu wysadzonego "Kierbedzia". Poszedłem Bednarską pod górę do Krakowskiego Przedmieścia. Co za kontrast! O ile na moście hałas, zgiełk, tupot nóg, skrzypienie wozów i warkot samochodów zagłuszały rozmowę, tu panowała cmentarna cisza. Bo też był to cmentarz - wszystkie domy spalone, zmiażdżone bombami, ani jednego całego okna, za którym można by się domyślać ludzkiego życia. Czasem przeraźliwe skrzypienie blachy nad głową ostrzegało, aby nie przysuwać się zbyt blisko do niepewnych murów. Szedłem środkiem ulicy, patrząc z osłupieniem na to morze ruin. Na Krakowskim to samo, tylko ulica szersza. Wypalone, zrujnowane fasady starych kamienic i pałaców zachowały w sobie klasyczne piękno form architektonicznych, jakich nigdy dotąd nie widywałem w brzydkich, prymitywnie zabudowanych miasteczkach dawnej, wschodniej Polski. Na Nowym Świecie jezdnia została całkiem zawalona gruzem, trzeba było iść wąską ścieżyną środkiem ulicy, czasem na wysokości pierwszego piętra. Co kilka kroków ostrzegawcze napisy: "Uwaga, miny!" nie zachęcały do zejścia ze ścieżki. I tu ani jednego całego domu, ani śladu życia. Rzadko mijało się przechodnia. 
 
Nowy Świat w kierunku Chmielnej, 1945. (http://wczorajidzis.blogspot.com/2012_08_01_archive.html)
Na rogu Nowego Światu i Alej Jerozolimskich - olbrzymia wyrwa w stropie tunelu linii średnicowej. Dopiero w głębi Alej, na zachodzie, widać było jakieś ocalałe kamienice, tam też poruszało się więcej ludzi. Całkowicie zgnębiony powróciłem tą samą drogą do mostu. To, co zobaczyłem, przeszło moje najgorsze wyobrażenia. Kto będzie w stanie wywieźć te olbrzymie ilości gruzu, odbudować dziesiątki kilometrów ulic?!
Dziura w tunelu kolei średnicowej, 1945 (http://wczorajidzis.blogspot.com/2012_08_01_archive.html)
   Wróciłem na Pragę, której ożywiony ruch - tłumy ludzi i mnóstwo pojazdów na ulicach - jaskrawo kontrastował z martwotą lewobrzeżnej Warszawy. Tutaj odczuwało się stołeczne tempo życia, o wiele bardziej intensywne niż w Lublinie, mimo śmieci, ruin, kurzu i nędznie ubranego tłumu przechodniów. Wojna jeszcze trwała i chociaż cała Polska w dawnych granicach została już wyzwolona, daleko było do normalizacji. Wciąż obowiązywała godzina policyjna i zaciemnianie okien, nie istniała normalna komunikacja miejska czy międzymiastowa. Jednak przynajmniej jeden wojenny koszmar znikł bezpowrotnie: nie było już nalotów powietrznych i niespodziewanych ataków artylerii. Do miast powracał spokojny sen i bezpieczna wędrówka ulicami w ciągu dnia. Na wsi było z tym gorzej, partyzanci antysowieccy działali coraz zuchwalej, w miarę jak wojska przesuwały się na zachód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz