wtorek, 31 marca 2015



(5) Dzieci Adama i Wiktorii Zabiełłów

   Jak wspomniałem, wieku dojrzałego dożyło pięcioro dzieci dziadków Zabiełłów: Wacław, Lucjan, Walentyna, Stanisława i Mirosława. Zgodnie z ówczesnymi możliwościami, a także zwyczajem, czworo z nich zostało "urzędnikami", czyli pracownikami biurowymi niższych kategorii.


Dzieci Adama i Wiktorii. Od lewej: Wacław, Stanisława, Lucjan, Walentyna. Równe 1905 r.

Stoją od lewej: Lucjan, Stanisława, Mirosława, Walentyna. Siedzą: Wacław, Wiktoria, Adam. Ok. 1912 r.
   Stosunkowo najlepiej urządził się stryj Lucjan - był kasjerem w Banku Gospodarstwa Krajowego, przez szereg lat w Równem a na rok przed wybuchem II wojny światowej został przeniesiony do Pińska. Z końcem sierpnia 1939 r. powołano go do wojska i przydzielono do policji państwowej w randze aspiranta. Po 17 września zrzucił mundur i powrócił do Pińska, gdzie w międzyczasie jego młoda gospodyni, Olga Terlecka, Rosjanka, znalazła sobie przyjaciela wśród "komandirów" z Armii Czerwonej. Stryj przyjechał późną jesienią do nas, do Brześcia i dawał do zrozumienia, że obawia się denuncjacji swojej przyjaciółki i gospodyni w celu zawładnięcia mieszkaniem. Nie można wykluczyć, iż tak się właśnie stało. Po jego powrocie do Pińska otrzymaliśmy tylko zagadkową kartkę: "Wybieram się w daleką podróż." Odtąd wszelki ślad po nim zaginął. Istnieją przypuszczenia, iż został aresztowany przez NKWD i wywieziony do obozu lub też zginął w czasie przekraczania granicy. Być może wpływ na jego losy miał udział w wojnie z bolszewikami w 1920 r.

Lucjan Zabiełło w czasie wojny 1920 r.
   Stryj Lucjan miał więc pracę dobrze płatną a że pozostał w stanie bezżennym, więc i obowiązków nie miał nadmiernych. Nie był skąpy i chętnie pomagał rodzinie, gdy ta zgadzała się pomoc przyjmować. Pamiętam kiedy na Boże Narodzenie 1934 postanowiono zorganizować zjazd rodzinny w Równem, stryj opłacił podróż mojemu ojcu, matce i autorowi niniejszych wspomnień. Mnie traktował życzliwie, jako najmłodszego z rodu i spadkobiercę tradycji rodzinnych. Tradycje te traktował bardzo serio; miał metalową pieczęć z herbem Zabiełłów, którą pieczętował listy a w adresie zawsze umieszczał przydomek "Topór". Nieco niższy od mego ojca, tęgi i w wieku 44 lat zupełnie siwy, zawsze z przekornym uśmieszkiem w zwężonych, obramowanych tłuszczem oczkach, zajmował się też okultyzmem i nieźle grał na fortepianie. Używał życia na swój sposób, dużo pił i jadał w dobrych restauracjach. Naszą bogobojną rodzinę nieco gorszył tryb życia tego "bon vivanta", jego lekkie traktowanie wszystkiego, łącznie z religią. Ja go w owych czasach podziwiałem.

Lucjan Zabiełło, 1925 r.
   Ciotka Stasia była również, jak wspomniałem, urzędniczką, ale na dużo skromniejszej posadzie w urzędzie skarbowym w Równem. Mimo iż niebrzydka, nie wyszła za mąż. Uważała, że ma dobry głos, nawet odbyła próby w radio lwowskim - z kariery śpiewaczki nic jednak nie wyszło. Prawdopodobnie miała o to głęboki żal do losu i ludzi. Usposobienia łagodnego, trochę ckliwa, miała bardzo dobre serce i z melancholijnym uśmiechem znosiła losowe przeciwieństwa. Przeżyła ciężkie dni wojny w Równem, a po wojnie repatriowała się do Wrocławia, gdzie mieszkała do śmierci wraz z Wirpszami. Zmarła w lipcu 1955 r.
Stanisława Zabiełło, lata 20-te

   Ciotka Mira jest najmłodszą z rodzeństwa. Przystojna, wesoła i dowcipna, była ulubienicą wszystkich. W 1929 r. opuściła ze swymi rodzicami Żytyń, przyjechała do Białegostoku, gdzie zamieszkała u brata Wacława i podjęła pracę jako maszynistka w starostwie. Po wyjeździe rodziny do Brześcia pozostała na miejscu, spędziła tam lata wojny i pierwszy okres powojenny. W 1950 r. przeniosła się do Wrocławia. Mieszka tam dotychczas, schorowana, utrzymując się z bardzo skromnej emerytury (zmarła po napisaniu tej kroniki w 1977 r. - red.).

 
Mirosława Zabiełło, lata 20-te

   Zawsze przepadałem za nią a ona mnie rozpieszczała. Prawie każdej niedzieli chodziliśmy do kina na seans przedpołudniowy a często również na białostockie przysmaki - chałwę i buzę. Gdy byłem starszy, kilkakrotnie przyjeżdżałem do niej z Brześcia; zawsze potrafiła przyjemnie zorganizować tam mój pobyt, w ostatnim okresie przed wojną traktując prawdziwie po koleżeńsku. Zwykle otaczała się młodymi mężczyznami, jednak nie założyła własnej rodziny. Jest moją najbliższą krewną i spośród wszystkich członków rodziny z pewnością najbardziej życzliwą.

Mirosława Zabiełło, 1947 r.
   Ciotka Wala była najstarszą z sióstr i jedyną, która wybrała drogę gospodyni i matki. W 1927 r. wyszła za mąż za Olgierda Wirpszę, właściciela sklepu z narzędziami rolniczymi w Równem. Małżeństwo to miało troje dzieci: Zygmunta (1928), Jerzego (1930) i Irenę (1933). 
 
Akt ślubu wydany 11 września 1927 r. : "Łucka Diecezja, Dekanat Rówieński, parafia Szpanowska, Szpanów, woj. wołyńskie. Nr 234. "...Tysiąc dziewięćset dwudziestego siódmego roku, dnia dziesiątego września w Szpanowskim parafialnym Rzymsko-Katolickim Kościele, został pobłogosławiony związek małżeński Olgierda Wirpszy, kawalera lat 41, syna Dominika Benedykta i Kazimiery z Nowaków Wirpszów z Walentyną Ireną Zabiełło, panną lat 26, córką Wincentego Adama i Wiktorii z Borkowskich Zabiełłów. Oboje z cukrowni Żytyńskiej, szpanowskiej parafii. Zgodność powyższego     z oryginałem stwierdzam Proboszcz Szpanowskiego Kościoła Ks. D. Kuśmiński"
Ciotka, z pozoru szorstka, była bardzo dobrą kobietą. Zawsze zapracowana, nie miała chyba nigdy okazji do "własnego życia". Ich dom był otwarty dla krewnych, którzy dość bezceremonialnie korzystali z ofiarowanej gościnności. W czasie wojny cała rodzina wiele przecierpiała: z początkiem 1940 r. wuj Olgierd został aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu, z którego wyszedł po zawarciu układu Sikorski - Stalin. W 1942 r. wraz z korpusem Andersa wyjechał z ZSRR na Bliski Wschód, gdzie przebywał do końca wojny.
   Po aresztowaniu męża, ciotka z dziećmi została wywieziona do Kazachstanu; powrócili do Polski w 1947 r. po latach nędznej wegetacji. W tym czasie wrócił również zdemobilizowany w Anglii mąż. Osiedlili się we Wrocławiu, gdzie wuj Olgierd pracował w zakładach mięsnych. Zmarł w 1961 r. na raka. Ciotka przeżyła go o pięć lat.

Wirpszowie. Od lewej: Jerzy,Walentyna, Irena, Zygmunt. 1947 r.

   Najstarszemu synowi, memu ojcu Wacławowi, będzie poświęcony odrębny rozdział.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz