(50) Nadchodzi burza
Rok 1943, w przeciwieństwie do poprzedniego, obfitował w szereg
ważnych wydarzeń. 2 lutego usłyszałem transmisję radia niemieckiego z
żałobnego wiecu w Berlinie, na którym opłakiwano zagładę 6 armii Paulusa
pod Stalingradem. Była to pierwsza wielka klęska Niemców na wschodzie i
w ogóle pierwsza, do której się oficjalnie przyznali. Nie oznaczało to
jeszcze odczuwalnego zwrotu w sytuacji wojennej, zwłaszcza na głębokich
tyłach, ale stało się jasne, że Niemcy wojny nie wygrają. Dla nas
stwierdzenie tego faktu miało szczególne znaczenie, gdyż - jak
wspomniałem - należało rozstrzygnąć dylemat: zostać w Brześciu, czy
przedostać się za Bug. Sprawa ta na razie nie wydawała się pilna,
ponieważ rzeka przepływa blisko miasta. Sam miałem okazję być dwukrotnie
w Terespolu podczas okupacji.
Odtąd też z coraz większą uwagą
śledziliśmy ruchy linii frontu, która powoli, lecz nieubłaganie sunęła
na zachód. W oficjalnych komunikatach Niemcy nie podawali jej dokładnego
przebiegu, ale na podstawie wymienianych miejscowości można było coś
niecoś ustalić. Przez długi czas powtarzały się nazwy: Staraja Russa,
Wiaźma, Briańsk, Biełgorod. Później: Wielikije Łuki, Witebsk, Konotopo,
Donieck. Gdy w komunikatach pojawiły się nazwy miast: Mogilew, Mozyr,
Żytomierz - poczuliśmy, że rozstrzygający okres nadchodzi. Nastąpiło to
jednak dopiero w drugiej połowie roku.
Sympatia nr 5 - Bronka. Foto z dnia 10 czerwca 1943 r. |
W kwietniu poruszył nas
ogłoszony z wielką wrzawą komunikat niemiecki o odnalezieniu w Katyniu
na Białorusi zbiorowych mogił oficerów polskich, pomordowanych przez
NKWD wiosną 1940 roku. Nie bardzo wiedzieliśmy, jakie zająć stanowisko. Z
jednej strony doświadczenia wyniesione przez nas z lat 1939-41
przemawiały przeciw władzom sowieckim, z drugiej jednak żywiliśmy
głęboką nieufność wobec niemieckiej propagandy, której bezczelne
kłamstwa zdążyliśmy już poznać. Uznaliśmy, że odkrycia grobów dokonano
znacznie wcześniej, lecz ujawniono w chwili dla Niemców dogodnej.
Byliśmy skłonni dać wiarę niemieckim enuncjacjom i to pogłębiło jeszcze
bardziej naszą nieufność wobec intencji Związku Sowieckiego co do
Polaków. Z dzisiejszego punktu widzenia zarówno sama zbrodnia jak i jej
kłamliwa interpretacja stanowiły podwójny błąd polityczny Stalina; mógł
go chociaż częściowo naprawić, ogłaszając szczerą prawdę o Katyniu. Nic
takiego nigdy się nie stało. Przeciwnie, władze sowieckie po wyzwoleniu
smoleńszczyzny w 1944 roku opublikowały komunikat przypisujący tę
zbrodnię oddziałom SS, ale nie dopuściły żadnej komisji międzynarodowej.
W późniejszych latach nie przeprowadzono żadnego dochodzenia mającego
na celu wykrycie i postawienie przed sądem niemieckich winowajców.
Władze PRL przyjęły oficjalną wersję sowiecką, a na stawiane przez
społeczeństwo żądania wyświetlenia prawdy odpowiadały wymijająco, iż
krew 600.000 poległych w Polsce żołnierzy sowieckich wyrównała
istniejące dotychczas rachunki krzywd i na tym należy zamknąć wszelką
dyskusję. W rzeczywistości nawet sowieckiej wersji oficjalnej nie podaje
żadna encyklopedia, żaden podręcznik wydawany w kraju - po prostu Katyń
jest całkowicie przemilczany.
W nocy z 30 kwietnia na 1 maja
sowieckie lotnictwo wykonało pierwszy w tej wojnie nalot na Brześć -
widomy znak, że front znów ruszył z miejsca i zaczął się cofać na zachód.
Bomby spadły w mojej dzielnicy, m. in. spalony został budynek, w którym
się znajdowała sala "Świt". Wkrótce zauważyliśmy inne oznaki świadczące o
niepowodzeniach na froncie wschodnim: przybyły nowe szpitale,
ewakuowane z głębi Rosji. Nastąpiły rekwizycje mieszkań. W czerwcu
również nas wyrzucono z wygodnej willi przy ul. Kościelnej. Mieliśmy
dwie godziny na wyniesienie się. Jakimś cudem ojciec znalazł mieszkanie
zastępcze - mały, pożydowski domek na ul. Sienkiewicza, tak nędzny, że
nikt go dotychczas nie zajął. Był ciasny i bez wszelkich wygód (na
Kościelnej mieliśmy wodę bieżącą, ubikację a nawet wannę), ale zaczynało
się lato, więc łatwiej znosiliśmy ów prawie wsiowy prymityw.
Sympatia nr 6 - Mietka. Foto z dnia 2 stycznia 1944 r. |
W
lipcu przyjechał niespodziewanie Mundek Mąkiewicz, brat wuja Edwarda,
zięcia ciotki Janki. Przybywał z Wołynia i przywiózł wiadomość o
tragicznej śmierci dziadków Ancutów, zamordowanych przez Ukraińców
podczas ewakuacji polskiego obozu warownego w Hucie Stepańskiej. O
Bielawskich nie miał dokładnych wiadomości. Jego zdaniem ocaleli z rzezi
i dotarli do oddziałów partyzanckich. Wieść o śmierci rodziców
stanowiła wielki cios dla matki. Oboje byli przecież zdrowi, mogli żyć
jeszcze wiele lat...
W połowie września, zamiast jeńców
sowieckich, pojawili się w magazynach intendentury jako robotnicy -
jeńcy włoscy, do niedawna sojusznik, który zdradził fuhrera i Wielką
Rzeszę i "haniebnie" skapitulował. Żołnierze włoscy, drobni, czarni,
apatyczni, w podartych i brudnych płaszczach ciemnozielonej barwy,
wyglądali smutnie i nędznie, ruszali się niemrawo, za co obrywali
kopniaki, szturchańce i wyzwiska od swych byłych niemieckich towarzyszy
broni. My, Polacy, nie żywiliśmy do nich uczucia nienawiści, ale też nie
współczuliśmy, choć na pewno zasługiwali przede wszystkim na litość,
jako ofiary gigantomanii swego duce.
Z początkiem października
nastąpił ostatni akt tragedii Żydów brzeskich. Agonia tej społeczności
zaczęła się na długo przedtem, właśnie od 22 czerwca 1941 r., pierwszego
dnia drugiej okupacji. Zostali od razu wyjęci spod prawa. O ile nam
pozwolono na razie pędzić stosunkowo normalne życie - pod warunkiem
całkowitej uległości wobec okupanta - Żydów z miejsca pozbawiono
wszelkich stanowisk i wszelkiej własności, zmuszono do noszenia na
piersiach i na plecach żółtej, naszytej na ubranie łaty, zabroniono im
wstępu do sklepów, restauracji i innych publicznych lokali. Po kilku
miesiącach wytyczono w mieście rejon kilku ulic, otoczony wysokim
ogrodzeniem z drutu kolczastego i spędzono ich do tego getta jak bydło,
osiedlając w niesłychanie prymitywnych warunkach, po kilka rodzin w
jednej izbie. Nie wolno im było zabrać ze swych domów niczego, oprócz
małych węzełków. Odtąd stali się niemal więźniami obozu
koncentracyjnego. Pracowali za głodowe racje żywnościowe w różnych
instytucjach i warsztatach oraz wykonując najgorsze roboty fizyczne.
---------------------------------------------------------------
"22 czerwca 1941 r. Brześć został zajęty przez wojska niemieckie.
Ulokowano w nim centrum okręgu (Bezirk Brest), należącego do komisariatu
Rzeszy Wołyń–Podole. Tutejszych Żydów już w pierwszych dniach okupacji
dotknęły szykany. Wprowadzono nakaz noszenia opasek z biało-czerwoną,
sześcioramienną gwiazdą. Żydzi nie mogli znajdować się na ulicach, z
wyjątkiem chwil, gdy udawali się do pracy lub wracali z niej. Mogli
przechodzić jedynie środkiem jezdni i poruszać się w kolumnach. Mieli
zakaz pochylania się i podnoszenia z ziemi czegokolwiek. Pracownicy
służb miejskich nie mogli witać się z Żydami ani z nimi rozmawiać.
Miasto
zostało podzielone na dwie części – żydowską i aryjską. Wejścia do
obejść żydowskich były specjalnie oznaczone. W kilkanaście dni od
przybycia do Brześcia oddziałów SD oraz wprowadzenia administracji
wojennej, władze wydały obwieszczenie wzywające wszystkich Żydów do
stawienia się w biurze pracy, gdzie każdy otrzymał zlecenie podjęcia
pracy.
We wrześniu 1941 r. komisarz miasta Burat zakazał wspólnych targów
żydowsko–chrześcijańskich; chrześcijanie nie mogli też korzystać z
pośrednictwa Żydów. Żydzi mogli handlować tylko w wydzielonych
magazynach. Za sprzedaż im mebli oraz innych przedmiotów groziły
dotkliwe kary, dotyczące zarówno mieszkańców miasta, jak i okolicznych
wsi.
Społeczność
żydowska była systematycznie ograbiana z majątku. 8 sierpnia 1941 r.
Niemcy zażądali kontrybucji w wysokości 2 mln rubli, która miała być
uiszczona w złotych monetach z czasów carskich. Żydów zobowiązano do
zdania władzom futer, tkanin, narzędzi elektrycznych, rowerów, wyrobów z
metali szlachetnych i kolorowych. Grabieże domów żydowskich stały się
czymś powszednim. Za wszelkie wykroczenia typu wyjście na miasto bez
opaski, chodzenie po chodnikach, zakupy w nieżydowskich sklepach,
spekulację itp. należało uiszczać kary pieniężne w wysokości od 50 do
500 rubli. Gdy osoba nie była w stanie jej zapłacić – kierowano ją do
ciężkich robót. Szacuje się, iż społeczność żydowska przekazała gotówkę,
precjoza i inne przedmioty na łączną sumę ok. 26 mln rubli. Z każdą z
kontrybucji wiązało się branie przez Niemców zakładników – od 30 do 50
osób.
Na
początku lipca 1941 r. aresztowano ok. 200 mężczyzn zgłaszających się w
biurze pracy oraz złapanych na ulicach i przewieziono ich do Twierdzy
Brzeskiej. Po pięciodniowym uwięzieniu bez pożywienia i wody, wszystkich
rozstrzelano na terenie fortu nr 2.
12 lipca 1941 r. Niemcy
dowodzeni przez Oberführera SS Schongarta zorganizowali obławę. W jej
trakcie 307. batalion policji przeprowadził rewizje w mieszkaniach
brzeskich Żydów. Aresztowano ok. 5 tys. mężczyzn i chłopców w wieku
powyżej 13 lat. Byli oni przedstawicielami różnych środowisk, m.in.
inteligenci, urzędnicy partyjni i robotnicy, żołnierze armii polskiej do
1939 r. oraz tzw. „wostocznicy” – obywatele ZSRR, którzy do Brześcia
przyjechali w okresie 1939–1941. Wszystkich rozstrzelano. Do końca 1941
r. straty wśród ludności żydowskiej wyniosły 25% w porównaniu ze stanem
sprzed 1939 r."
( http://www.sztetl.org.pl/pl/article/brzesc/13,miejsca-martyrologii/22296,getto-w-brzesciu/)
----------------------------------------------------------------
Trudno się oprzeć wrażeniu, że był to swoisty odwet losu za stosunek
Żydów do Polski i Polaków. Wielu z nich bowiem po upadku państwa
polskiego nie ukrywało mściwej radości (często powtarzane okrzyki:
"Wasze już się skończyło!"). Skąd ta nienawiść? Może nie mogli darować
"pogromu" sprzed kilku lat i biernej wówczas postawy policji? Jest
faktem, że - z nielicznymi wyjątkami - już przed wojną odnosili się
Żydzi do Polaków pogardliwie i z wyższością godną typowych rasistów.
Wielokrotnie doświadczyłem tego osobiście. Prawda, iż odpłacano im
często pięknym za nadobne. Zmianę władzy we wrześniu 1939 r. przyjęli z
hałaśliwym entuzjazmem, dziwnym u najbardziej przecież zagorzałych
zwolenników "prywatnej inicjatywy". Masowo wstępowali do partii i
Komsomołu, zajmowali wszystkie lepiej płatne stanowiska, usiłowali od
początku stać się niezbędnymi dla nowej władzy. Denuncjowali Polaków w
NKWD, przyczynili się niemało do ich prześladowań.
Zdaje się,
że dopiero okrutny los, jaki im zgotował faszyzm, otworzył niektórym
oczy i pozwolił - zbyt późno - docenić warunki przedwojennej, spokojnej,
dostatniej, choć nie dla wszystkich, egzystencji. Pewnego razu, już po
utworzeniu getta, zaszedłem do pracowni krawieckiej, w której byli
zatrudnieni sami Żydzi, aby dać do przenicowania stary szkolny mundur.
Oczekując na przymiarkę, zagwizdałem melodię "Pierwszej Brygady".
Krawiec słuchał przez chwilę uważnie, potem z nieśmiałym uśmiechem
zapytał: "Uch, proszę pana, kiedy my to znów usłyszymy?"
Czy zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka? Zdaje się, że mimo wieści o likwidacji getta warszawskiego, nie chcieli uwierzyć, iż do tego samego może dojść w Brześciu. Uważali się za potrzebnych okupantom jako siła robocza, tania i wykwalifikowana. Ucieczki z brzeskiego getta były niezwykle rzadkie, chociaż możliwości ich dokonania istniały.
Nie wszyscy Żydzi chcieli naśladować przykład Janusza Korczaka, który dobrowolnie wybrał śmierć wśród swojej społeczności, chociaż podobno sami Niemcy proponowali mu ocalenie życia. Był w Brześciu lekarz żydowski, który jeszcze przed wojną dla kariery przeszedł na katolicyzm, usiłując odgrywać rolę stuprocentowego Polaka. Po wkroczeniu Niemców został oczywiście zaliczony do narodowości żydowskiej i zmuszony dzielić los swych ziomków. Człowiek ten jednak głośno protestował twierdząc, że Żydem przestał być dawno. Co niedzielę chodził do kościoła na mszę a żółte łaty nosił przerzucane na sznurku przez ramię. Nie zjednało mu to sympatii ani po jednej ani po drugiej stronie drutów i nie uchroniło od spełnienia się losu.
Jednego z pierwszych dni października, jadąc rano rowerem do pracy, zobaczyłem ulice gęsto obstawione przez żandarmów. W kierunku getta w ogóle nikogo nie przepuszczano. W pracy od innych robotników dowiedziałem się, iż od wczesnych godzin rannych całą ludność żydowską wyprowadzono ulicą Jagiellońską w kierunku rampy kolejowej pod Twierdzą, gdzie załadowano wszystkich do wagonów towarowych. Prowadzeni byli pod konwojem, przy akompaniamencie dzikich wrzasków, szczekania psów policyjnych i wystrzałów. Wielu zginęło nie dotarłszy nawet do wagonów. Tych, którzy nie mogli opuścić domów lub początkowo ukryli się, zabijano na miejscu lub odprowadzano na miejsce egzekucji za miastem. Ulicami przejeżdżały furmanki wyładowane stosami nagich zwłok. Bezładnie rozrzucone ciała widać było przed wieloma domami getta.
Przeżywaliśmy wielki wstrząs, gdyż dotychczas nikt nie wierzył w możliwość takiej masakry. Dopiero wówczas zobaczyliśmy, do czego są zdolni Niemcy. Było to zarazem ostrzeżenie dla wszystkich Polaków, iż mogą podlegać likwidacji w następnej kolejności.
----------------------------------------------------------------
"Getto zlikwidowano 15–18.10.1942 roku. Ten fakt potwierdzają zapisy w
księdze archiwalnej magistratu brzeskiego. Pod datą 14 października
wpisano: »16 943 Żydów«, a skreślono ten sam wpis z 16 października.
Pozostałych przy życiu Żydów faszyści wywieźli do uroczyska Bronna Góra,
125 km stąd, za Berezą Kartuską. Na stacji opodal twierdzy brzeskiej
wsadzono ich do wagonów bydlęcych. Oprawcy nakazali, by Żydzi rozebrali
się w wagonach, groby były już gotowe. Żydów wyprowadzano prosto do
przygotowanych dołów i zabijano.
Przed II wojną światową w Brześciu żyło 34 tys. Żydów, a po
likwidacji getta – już tylko 19 osób. Były to dwie rodziny, które ukryły
Pelagia Makarenko i Polina Gołowczenko, a także dzieci, które zdołały
stąd uciec."
(Wspomnienie Borysa Bruka, http://www.sztetl.org.pl/pl/article/brzesc/16,relacje-wspomnienia/33669,wspomnienie-borysa-bruka-o-brzeskim-getcie/)-----------------------------------------------------------------
Po wywiezieniu z getta żywych i umarłych, Niemcy pod karą śmierci zabronili zabronili miejscowej ludności wchodzenia za druty. Widocznie przeszukiwali teren w nadziei odnalezienia ukrytych kosztowności. Trafili się jednak amatorzy pożydowskich "skarbów" - kilku młodych mężczyzn, którzy przekradli się nocą do opustoszałego getta. Myszkujące trzy hieny przyłapali żandarmi i natychmiast powiesili w jednym z najbardziej ruchliwych punktów Brześcia - na skrzyżowaniu Dąbrowskiego i Kościuszki. Wisieli na gałęziach drzewa, nisko nad ziemią, mając wciąż na sobie po kilka ubrań a na szyi tablicę z napisem po niemiecku i po polsku: "Ja rabowałem." Była to jedyna publiczna egzekucja w naszym mieście. Od rana wokół wisielców gromadził się tłum (powieszenia dokonano w niedzielę), ale nikt im nie współczuł.
Po kilku miesiącach okupanci zezwolili na osiedlanie się w byłej żydowskiej dzielnicy. Skorzystali z tego nieliczni. Aż do końca wojny wielki obszar getta straszył pustką, nieładem, trupami domów bez drzwi i okien oraz stosami walających się wszędzie rupieci.