(24) Anegdoty z tamtych lat
Podczas uroczystości dożynkowych w Spale prezydent Mościcki upatrzył sobie hożą dziewoję przy kości, a chcąc nawiązać bliższy kontakt, podchodzi i przedstawia się: "Mościcki". Na to dziewucha: "Mom cycki, mom. A co panu do tego?"
Prezydent Mościcki |
Po Rewolucji Październikowej Pan Bóg był bardzo zaniepokojony, gdyż nie miał żadnych wiadomości o losie wiernych w Rosji. Wzywa więc anioła Stanisława i mówi: "Stanisławie, tyś Polak, znasz dobrze swych sąsiadów ze wschodu. Leć i przyślij mi wieści o chrześcijanach w Rosji sowieckiej."
Stanisław poleciał i przepadł, jak kamień w wodę. Po kilku miesiącach drogą okrężną przyszła wiadomość: poległ za Boga i Ojczyznę, wołając: "Jeszcze Polska nie zginęła!". Zmartwił się Pan Bóg i wysłał z tym samym zadaniem anioła Dietricha. Znów minęło wiele czasu aż wreszcie nadeszła wiadomość: zginął "fur Gott, Kaiser und Vaterland", wołając: "Deutschland uber alles!".
Zląkł się Pan Bóg nie na żarty, że jeśli tak dalej pójdzie, to bolszewicy wygubią mu wszystkich aniołów. Wzywa więc jeszcze anioła Abrahama i rzecze: "Jeśli ty nie pomożesz, nikt nie poradzi!". Abraham poleciał, długo nie było wiadomości, aż po sześciu miesiącach drogą okrężną nadchodzi telegram: "Żiw, zdorow - komissar Awram Pietrow."
--------------------
Gdy w 1937 roku powstał Obóz Zjednoczenia Narodowego (OZON), jego szefem został pułkownik Adam Koc. Natychmiast ogłoszono w Warszawie hasło: "Panie i panowie, łączcie się pod Kocem!"
---------------------
W kawiarni spotkało się czterech znajomych: Francuz, Niemiec, Chińczyk i Żyd. Podano im herbatę - w każdej szklance pływała mucha. Jak każdy z nich zareagował?
- Francuz odsunął ze wstrętem herbatę.
- Niemiec wyrzucił muchę i wypił herbatę.
- Chińczyk zjadł muchę i odsunął herbatę.
- Żyd sprzedał muchę Chińczykowi.
------------------------
Powiedzonko brzeskie o kimś, kto udaje ważnego: "Patrzcie hrabia Walgodesko, dyrektor kopalni kartofli!".
------------------------
Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, dzielny żołnierz i bohater
wielu anegdotek z okresu międzywojennego, a przy tym protegowany Józefa
Piłsudskiego, kiedyś "narozrabiał" po nadmiernym spożyciu alkoholu i musiał się zameldować u Marszałka. Do raportu jednak przybył po cywilnemu. Zdenerwowanemu
Piłsudskiemu wyjaśnił: "Melduję posłusznie, panie Marszałku, ze polski
generał w mundurze nie może dostać po pysku". Rozbawiony zwierzchnik
machnął ręką i zrezygnował z ukarania ulubieńca."
W roku 1919 gen. Karnicki powracając w późnych godzinach
nocnych, czy może bardziej wczesnorannych „z kolacji”, dorożkami w
towarzystwie pań niekoniecznie uznawanych za właściwie się prowadzące,
uznał za stosowne odśpiewać przed Belwederem utwór „Wołga, Wołga mat’
rodnaja”.
Z uwagi na występ śpiewaka w pełnym umundurowaniu, warta nie zareagowała.
Poinformowany o sprawie Piłsudski stwierdził tylko: "nu i szto, razgulałsia gienierał Karnickij i wsio."
Rotmistrz Karol Dillenius był poważnym, bardzo szczerym i niesłychanie odważnym ułanem. Podczas działań wojennych dywizji gen. Hallera na Wołyniu, gdzieś pod Dubnem, Dillenius ze swoim szwadronem został przydzielony do dywizji piechoty jako kawaleria dywizyjna. Jak to zwykle bywało, kiedy piechota dorwała się do dowodzenia kawalerią, to ganiała taki szwadron po różnych rozpoznaniach, potrzeba czy nie potrzeba całą dobę, jakby konie i ułany nie potrzebowały jeść i wypoczywać. Toteż Dillenius, dbając o szwadron, spierał się z szefem sztabu dywizji o każdy patrol wysłany niepotrzebnie.
Właśnie otrzymał rozkaz spatrolowania kilku miejscowości w obrębie iluś tam kilometrów na przedpolu dywizji, wiosek, z których dopiero co jego patrole powróciły, nie napotkawszy nigdzie przeciwnika. Poszedł więc do sztabu i melduje, że szkoda koni i ludzi na próżno mordować. Tam nieprzyjaciela nie ma. Jednak oficer sztabowy uparł się, że podjazd musi pojechać. Dillenius się zirytował, trzasnął obcasami i wyszedł. Kazał trąbić wsiadanego i w pół godziny później wyruszył stępem w kolumnie dwójkowej, bez żadnych ubezpieczeń, jadąc na czele zły jak osa. Dzień był przepiękny, słoneczny. Szwadron stępem przemaszerował po nakazanych wioskach i w tej samej kolumnie powrócił na kwatery. Mijając kwaterę kwaterę generała Hallera, usłyszał głos d-cy dywizji:
„Panie Rotmistrzu, coś Pan znalazł?”
„Gówno, Panie Generale” salutując odpowiedział Dillenius.
Na ganku wszyscy struchleli, znając porywczość generała. Chwila ciszy. Generała ta odpowiedź zaskoczyła. Chwilę myślał, wreszcie uśmiechnął się i zawołał: „Dziękuję Panu Rotmistrzowi. Pierwszy treściwy meldunek, jaki w życiu otrzymałem.”
Poinformowany o sprawie Piłsudski stwierdził tylko: "nu i szto, razgulałsia gienierał Karnickij i wsio."
------------------
Rotmistrz Karol Dillenius był poważnym, bardzo szczerym i niesłychanie odważnym ułanem. Podczas działań wojennych dywizji gen. Hallera na Wołyniu, gdzieś pod Dubnem, Dillenius ze swoim szwadronem został przydzielony do dywizji piechoty jako kawaleria dywizyjna. Jak to zwykle bywało, kiedy piechota dorwała się do dowodzenia kawalerią, to ganiała taki szwadron po różnych rozpoznaniach, potrzeba czy nie potrzeba całą dobę, jakby konie i ułany nie potrzebowały jeść i wypoczywać. Toteż Dillenius, dbając o szwadron, spierał się z szefem sztabu dywizji o każdy patrol wysłany niepotrzebnie.
Właśnie otrzymał rozkaz spatrolowania kilku miejscowości w obrębie iluś tam kilometrów na przedpolu dywizji, wiosek, z których dopiero co jego patrole powróciły, nie napotkawszy nigdzie przeciwnika. Poszedł więc do sztabu i melduje, że szkoda koni i ludzi na próżno mordować. Tam nieprzyjaciela nie ma. Jednak oficer sztabowy uparł się, że podjazd musi pojechać. Dillenius się zirytował, trzasnął obcasami i wyszedł. Kazał trąbić wsiadanego i w pół godziny później wyruszył stępem w kolumnie dwójkowej, bez żadnych ubezpieczeń, jadąc na czele zły jak osa. Dzień był przepiękny, słoneczny. Szwadron stępem przemaszerował po nakazanych wioskach i w tej samej kolumnie powrócił na kwatery. Mijając kwaterę kwaterę generała Hallera, usłyszał głos d-cy dywizji:
„Panie Rotmistrzu, coś Pan znalazł?”
„Gówno, Panie Generale” salutując odpowiedział Dillenius.
Na ganku wszyscy struchleli, znając porywczość generała. Chwila ciszy. Generała ta odpowiedź zaskoczyła. Chwilę myślał, wreszcie uśmiechnął się i zawołał: „Dziękuję Panu Rotmistrzowi. Pierwszy treściwy meldunek, jaki w życiu otrzymałem.”