(45) Drugi grzmot czyli z deszczu pod rynnę - preludium
Mglistym, chłodnym rankiem na początku marca 1941 roku, po dziesięciu miesiącach wygnania, wróciłem do Brześcia. Z głową ogoloną prawie na zero, w zniszczonym granatowym palcie i popielatej cyklistówce, niezdarnych buciorach i z workiem pod pachą, nie wyróżniałem się z tłumu pasażerów, który spłynął z wagonów i rozproszył po ogromnym dworcu, mało przypominającym ten sprzed wojny.
Dworzec w Brześciu, 1941 (http://railwayz.info/photolines/photo/3319) |
Do mieszkania rodziców miałem blisko - na ulicy Steckiewicza, piąty czy szósty dom od rogu Sadowej. Był to pokój sublokatorski, w dodatku przechodni, u pp. Niepokójczyckich, znajomych ojca. Mieszkanie znajdowało się na piętrze a nowość stanowiła klatka schodowa - drewniana przybudówka biegnąca ukośnie i przylepiona od zewnątrz do muru sąsiedniej kamienicy, z samodzielnym wejściem od podwórza. Mieszkanie składało się z kuchni i dwóch pokojów, wszystko w amfiladzie. Do wyposażenia kuchni należał zlew i kran z wodą, natomiast ubikację stanowiło wiadro w komórce na dole, obok wejścia. Nie mając własnych mebli, używaliśmy tych, które stały w odnajmowanym pokoju. Takie wspólne zamieszkiwanie było krępujące dla wszystkich. Zdaniem ojca gospodarze zgodzili się nas jednak przyjąć z obawy przed przymusowym zasiedleniem. Z dwojga złego lepsi znajomi "miejscowi" niż obcy Sowieci, jak ich wówczas zwano.
Rodzina Niepokójczyckich składała się z trzech osób: trzecim był pięcioletni chłopiec, syn siostry pani Niepokójczyckiej, wywiezionej na Sybir. Żył z nimi również maleńki piesek, Uduś, bardzo tchórzliwy i wrzaskliwy.
Pomimo nieciekawych warunków lokalowych poczułem się od razu swojsko. W mieszkaniu bywali często goście. Już w pierwszym dniu przyszła Wika z ogromnym psem na smyczy. Przywitaliśmy się serdecznie, ale do dawnej komitywy jakoś nie mogło dojść - zapewne miłość już mi trochę wyparowała a i Wika podobno chodziła z kimś innym. Miałem zresztą na razie głowę zajętą powrotem, nową sytuacją i myślami o jakiejś pracy.
Ojciec pracował jako księgowy w Zjednoczeniu Aptek. Zarabiał oczywiście mało, moja pomoc była nieodzowna, zacząłem więc szukać zatrudnienia. Poza tym niepracujący to typek podejrzany, którego zawsze z reguły uznawano za element niepożądany.
W Brześciu nastąpiły duże zmiany. Otwarto szereg sklepów, chleb i inne artykuły były dostępne bez kolejki. Jednakże mięso i tłuszcz trafiały się rzadko a towary przemysłowe przedstawiały sobą niską jakość. Nie przejmowaliśmy się tym, traktowaliśmy drugi rok wojny jako okres przejściowy.
Charakterystyczny rys pejzażu miasta stanowiły liczne gipsowe rzeźby Lenina, Stalina oraz postaci alegorycznych: robotnika, kołchoźnicy, żołnierza Armii Czerwonej, ustawiane całymi szeregami przed gmachami publicznymi. Zarówno ich ilość, jak i schematyczny naturalizm, pozbawiony wartości artystycznej a przy tym białe, przypominające kredę tworzywo, wywoływały śmiech i żarty. Ktoś, kto wymyślił te beznadziejne ozdoby, źle się przysłużył propagowaniu Kraju Rad.
Brześć wypełnił tłum ludzi obcych, których - nawet bez munduru - można było odróżnić na pierwszy rzut oka po charakterystycznym sposobie strzyżenia włosów, standardowych, niedopasowanych ubraniach, czarnych lub granatowych płaskich czapkach z guziczkiem po środku, a zimą - uszankach i "rubaszkach" wypuszczanych na spodnie. Kobiety ubierały się również standardowo w żakiety kroju męskiego i perkalowe spódniczki. Nie można tego nazwać wizerunkiem biedy, ale nie miało też w sobie nic z kokieterii, elegancji, czy próby dostosowania się do aktualnej mody. Najwyraźniej obywatele Związku Sowieckiego dbali bardzo starannie o to, by ich nie posądzono o burżuazyjne skłonności lub zgniły indywidualizm.
Odnawiając dawne znajomości, nieliczne zresztą, gdyż mnóstwo dotychczasowych mieszkańców opuściło miasto w taki czy inny sposób, spotkałem Henia Klebeko. Okazało się, że wytrwał w szkole Nr 23, zdał maturę a później ukończył kurs samochodowy i obecnie był kierowcą samochodu ciężarowego z gazogeneratorem. W Związku Sowieckim bardziej wówczas opłacało się spalać drewno niż benzynę, której produkcja nie pokrywała cywilnego zapotrzebowania. Był to przedziwny widok, gdy przylepiony do samochodu piec dymił i parskał, a w koło niego skakał czarny jak kominiarz, uwędzony Heniek. Wychudły, w przybrudzonym ubraniu i z czarnymi od sadzy rękami, nabrał wyglądu prawdziwego proletariusza.
Ciężarówka z gazogeneratorem z czasów II wojny (http://domowy-survival.pl/2011/06/gaz-drzewny-jako-paliwo-awaryjne/) |
Znalazłem pracę jako robotnik w Ogrodzie 3-Maja a więc w zawodzie, który zacząłem uprawiać przed wyjazdem z Brześcia. Robota dość ciężka, ale nie wspominam tego okresu szczególnie niemile. Przebywanie cały czas na świeżym powietrzu, wśród młodej, wiosennej zieleni, sprawiało mi prawdziwą przyjemność. Stanowczo wolałem tę pracę od przesiadywania za biurkiem lub ladą sklepową.
Kierownik robót, niejaki Gryszan z przedmieścia Wołyńskiego, mały, drobny człowieczek w kurtce przerobionej z płaszcza wojskowego, dopatrzył się we mnie zdolności artystycznych i zlecił wykonanie rabat dekoracyjnych w kształcie stylizowanych profili Lenina i Stalina. Zadanie odpowiedzialne, z którego wywiązałem się, jako że podobieństwo do oryginału nie było tu rygorystycznie wymagane. Dzień pracy miałem więc wypełniony kopaniem, grabieniem, czyszczeniem trawników - a skromne zarobki oddawane matce, uzupełniały budżet domowy.
Pierwszy maja tego roku był wyjątkowo chłodny. Tysiące mieszkańców od wczesnego rana, drżąc z zimna, stało w długich kolumnach przygotowujących się do pochodu. Przechodząc przed trybuną na ul. Unii Lubelskiej (obecnie "17 września"), zauważyłem wśród mnóstwa miejscowych osobistości również grupę oficerów niemieckich, zaproszonych zza Buga. Na siedem tygodni przed agresją fetowano ich w pogranicznym mieście, jak najlepszych sąsiadów... Mimo woli przypomniałem sobie defiladę w dniu 3 maja sprzed dwóch lat. Co za kontrast, jakie zmiany!!
Minął maj, zaczął się czerwiec, nadeszły upalne dni. Ze świata nie dochodziły pocieszające wieści - Niemcy opanowali prawie całą Europę. Z satysfakcją słuchaliśmy jedynie, jak Włosi dostają cięgi w Albanii od bitnych Greków. Wkrótce jednak Niemcy wkroczyli na Bałkany i żarty się skończyły. Padła Jugosławia, Grecja, Kreta... Alianci wycofali się daleko, do Afryki i na Bliski Wschód. Europę, z wyjątkiem Szwajcarii i Szwecji, opanował faszyzm a my w Brześciu, tkwiliśmy na samym brzegu kotłującej się brunatnej fali, pod butem bolszewików.
Nastroje w mieście nie były najlepsze. Od kwietnia nasiliły się przymusowe wywózki ludności polskiej w głąb ZSSR. Akcja "przesiedlania", jak brzmiała eufemistycznie oficjalna nazwa tego niewolniczego bezprawia, objęła najpierw byłych wyższych funkcjonariuszy państwowych Polski przedwojennej, osadników wojskowych, działaczy politycznych, właścicieli sklepów i nieruchomości, a następnie również tzw. "kułaków", czyli zamożniejszych rolników, politycznie zaangażowanych nauczycieli, gajowych. Ciekawe, że leśniczych pozostawiono w spokoju. Podobno chodziło o to, iż gajowi, stykając się bezpośrednio z chłopami, bardziej jakoby dali się im we znaki. Wywożono też z reguły rodziny osób uwięzionych pod zarzutem wrogiej działalności politycznej. Były to liczby niemałe: od jesieni 1939 do czerwca 1941 znalazło się w ten sposób na Syberii, w Kazachstanie, w okolicach Archangielska, Workuty i w innych mało gościnnych rejonach ZSSR około miliona osób z dawnych obszarów Polski. Większość stanowili Polacy, było też nieco Ukraińców i Żydów. Część z nich trafiła później do Andersa i wyjechała do Iranu, część do ludowego wojska polskiego a większość repatriowano po wojnie do kraju. Jednakże bardzo wielu zmarło, wykończonych nieludzkimi warunkami pracy, głodem i chorobami. Z moich krewnych i powinowatych nie wrócili stamtąd: stryj Lucjan Zabiełło (prawdopodobnie), wuj Edward Mąkiewicz i jego brat Władysław, wójt gminy Stepań.
-----------------------------------------------------------
Wedle IPN:
"Polacy jako pierwsi zostali dotknięci masowymi aresztowaniami i głównie w nich uderzyły dwie pierwsze wywózki. W pierwszych miesiącach okupacji wśród Polaków ukształtowało się więc przekonanie, że głównym celem okupanta jest likwidacja polskości. Analiza polityki represyjnej Sowietów wobec mniejszości narodowych pokazuje, że terror dotykał również elit ukraińskich, żydowskich i białoruskich. Początkowa fala represji uderzyła w Polaków, gdyż to oni tworzyli kadrę administracyjną, wojskową, do nich należała większa własność ziemska, oni odgrywali główną rolę w życiu naukowym i kulturalnym W pierwszych miesiącach okupacji najważniejszym zadaniem sowieckiego aparatu bezpieczeństwa była likwidacja wszelkich form polskiej państwowości, reprezentowanej najczęściej przez etnicznych Polaków. Gdy cel ten osiągnięto, z czasem wśród represjonowanych częściej pojawiali się przedstawiciele mniejszości narodowych. Jak już wspomniałem, np. przy okazji trzeciej deportacji, wymierzonej w bieżeńców, wśród wywiezionych zdecydowaną większość stanowili uciekający przez Niemcami Żydzi z Polski centralnej. Wschodni okupant nie walczył z polskością jako taką, lecz z państwem polskim oraz z wszelkimi znajdującymi się poza kontrolą sowieckiego systemu przejawami polskiego życia. W równym stopniu zwalczał niesowiecką lub antysowiecką aktywność wszystkich tamtejszych grup narodowościowych."
Rafał Wnuk, IPN Lublin
http://ipn.gov.pl/kalendarium-historyczne/oddzialy-armii-czerwonej-w-oczekiwaniu-na-rozpoczecie-defilady-w-bialymstoku,-wr
-------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------
Wedle IPN:
"Polacy jako pierwsi zostali dotknięci masowymi aresztowaniami i głównie w nich uderzyły dwie pierwsze wywózki. W pierwszych miesiącach okupacji wśród Polaków ukształtowało się więc przekonanie, że głównym celem okupanta jest likwidacja polskości. Analiza polityki represyjnej Sowietów wobec mniejszości narodowych pokazuje, że terror dotykał również elit ukraińskich, żydowskich i białoruskich. Początkowa fala represji uderzyła w Polaków, gdyż to oni tworzyli kadrę administracyjną, wojskową, do nich należała większa własność ziemska, oni odgrywali główną rolę w życiu naukowym i kulturalnym W pierwszych miesiącach okupacji najważniejszym zadaniem sowieckiego aparatu bezpieczeństwa była likwidacja wszelkich form polskiej państwowości, reprezentowanej najczęściej przez etnicznych Polaków. Gdy cel ten osiągnięto, z czasem wśród represjonowanych częściej pojawiali się przedstawiciele mniejszości narodowych. Jak już wspomniałem, np. przy okazji trzeciej deportacji, wymierzonej w bieżeńców, wśród wywiezionych zdecydowaną większość stanowili uciekający przez Niemcami Żydzi z Polski centralnej. Wschodni okupant nie walczył z polskością jako taką, lecz z państwem polskim oraz z wszelkimi znajdującymi się poza kontrolą sowieckiego systemu przejawami polskiego życia. W równym stopniu zwalczał niesowiecką lub antysowiecką aktywność wszystkich tamtejszych grup narodowościowych."
Rafał Wnuk, IPN Lublin
http://ipn.gov.pl/kalendarium-historyczne/oddzialy-armii-czerwonej-w-oczekiwaniu-na-rozpoczecie-defilady-w-bialymstoku,-wr
-------------------------------------------------------------
W nocy z 20 na 21 czerwca około godziny drugiej, zbudziło nas silne stukanie do drzwi wejściowych. Zerwaliśmy się natychmiast z przeświadczeniem, że przyszli po nas. Jakoś nikt nie zamierzał otworzyć, więc zbiegłem na dół. Stało tam kilka osób w mundurach NKWD. Okazało się jednak, iż nasza kolej jeszcze nie nadeszła - do wywozu szykowano właścicielkę domu a mnie - przypadkowo zresztą - wezwano na "świadka" tej ceremonii. Wszystko bowiem musiało się odbyć zgodnie z przepisami. Świadka potrzebowano dla złożenia podpisu pod protokołem zarekwirowania majątku ruchomego wywożonej osoby. Wolno jej było zabrać ze sobą niewielki bagaż ręczny - trochę ubrania i żywności, pościel, drobiazgi. Meble, naczynia, urządzenie mieszkania pozostawały na miejscu i przechodziły na własność państwa. W gruncie rzeczy była to więc rekwizycja mienia osobistego a nazywając rzecz po imieniu - rabunek w majestacie prawa.
Po wkroczeniu do mieszkania właścicielki dowódca grupy stanął po środku pokoju, rozwinął jakiś papier i uroczystym głosem zakomunikował: "Grażdanka, ukazom (tu wymienił "podstawę prawną") wy pieriesielajeties w wostocznyje obłasti Sowietskowo Sojuza." Po czym dał jej polecenie spakowania rzeczy a swoim współpracownikom - aby przystąpili do spisywania pozostającego mienia. Gospodyni, kobieta w średnim wieku, nie zdawała sobie początkowo sprawy, o co chodzi. Co chwilę stwierdzała stanowczym tonem, że nigdzie nie pojedzie, nie pozwoli się wyprowadzić. Funkcjonariusze nie zwracali na nią uwagi, spisując przedmioty nieprzewidziane do zabrania przez delikwentkę. Trwało to dość długo, może jakieś dwie godziny. Kobieta zaczęła się w końcu pakować, a raczej enkawudziści zmusili ją, aby zabrała jakieś węzełki, wrzucili do nich części garderoby i kołdrę a następnie, przy akompaniamencie krzyków i płaczu wyprowadzili do samochodu ciężarowego. Dopiero po zakończeniu wszystkich formalności pozwolono mi wrócić do mieszkania, gdzie czekali zdenerwowani domownicy. Byłem przybity sceną, przy której musiałem asystować. Cóż zawiniła ta samotna kobieta, właścicielka niedużego domu? Można jeszcze zrozumieć wywłaszczenie, ale po co ciągnąć przymusowo tysiące kilometrów w obce strony, na poniewierkę, nędzę, śmierć? Zaprawdę, socjalizm w ówczesnym sowieckim wydaniu ukazał się nam jako zjawisko nieludzkie, jako nieustanne zagrożenie egzystencji, o wiele bardziej realne niż wmawiany nam ucisk człowieka przez człowieka w burżuazyjnej Polsce. Tam można było co najwyżej zostać bez pracy i zdechnąć z głodu - tu oprócz głodu i nędzy należało spodziewać się ponadto niezasłużonych, dzikich represji, niespotykanych w praworządnym państwie. Czy można mieć nam za złe, że nie darzyliśmy tego państwa i ustroju miłością, chociaż nie posiadaliśmy niczego, oprócz rąk do pracy?
---------------------------------------------------------------------------
Poniżej informacja o wykonawcach ostatniej deportacji w przeddzień ataku Niemców. Większość z nich zginęła w następnych dniach podczas obrony Twierdzy Brzeskiej.
"Помня страшную дату начала войны 22 июня 1941 года, жителей Бреста,
как и многим другим жителям Западной Беларуси, следует помнить и про не
менее трагические дни накануне — депортацию 19—21 июня 1941 года.
С 19 по 21 июня 1941 года 132-й конвойный батальон НКВД
Брестской крепости выполнял важное задание большевистской партии —
конвоирование в ГУЛАГ трех эшелонов с «врагами народа» из тюрем в
Бресте, Барановичах и Пинске. Известно, что эшелоны с нашими заключенными-земляками из Бреста тогда гнали в Унженский исправительно-трудовой лагерь (Унжлаг), до станции Сухобезводное Горьковской области.
Это была четвертая, последняя предвоенная волна депортаций. На этот
раз жертвами депортации стали члены семей «врагов народа» —
преимущественно женщины и дети. Их везли на лесоповал в ГУЛАГ… Из БССР
(преимущественно из Западной Беларуси) тогда было вывезено для
«перевоспитания» 24412 человек.
Следует отметить и еще одно, пожалуй самое важное, задание 132-го
конвойного батальона Брестской крепости накануне нападения гитлеровской
Германии. 21 июня 1941 г. в 23:50 час., Когда в городе уже во всю
действовали немецкие диверсанты и фактически была прервана связь, конвой
132-го батальона НКВД отправился с железнодорожной станции Брест, выполняя плановый маршрут № 104 «Брест-Москва-Брест» (введен с 27 декабрь 1940 г.). Он осуществлял конвоирование в Москву спецконтингента…
С советских времен все знают надпись, оставленную одним из защитников
Брестской крепости: «Умираю, но не сдаюсь! Прощай Родина! 20.VII.41
г.», Но мало кто знает, что эта надпись была сделана на стене казармы 132-го отдельного батальона конвойных войск НКВД СССР…"
Igor Baranowski(http://nn.by/?c=ar&i=111600&lang=ru)
--------------------------------------------------------------------------