wtorek, 7 kwietnia 2015



(10) Przodkowie i krewni ze strony matki

   O przodkach matki mam bardzo skąpe wiadomości. Jej ojciec, Julian Ancuta, pochodził z Małopolski. W młodości był maszynistą kolejowym, ale bardzo wcześnie, po jakimś wypadku, przeszedł na rentę. Chętnie wspominał swe szlacheckie pochodzenie i opowiadał z naiwną dumą, że przyjeżdżając do "Widnia", kazał się tytułować tamtejszym urzędnikom kolejowym "von Ancuta". Po zawarciu małżeństwa z Felicją Maksymowiczówną wiele lat spędzili w Stryju, gdzie urodziły się ich trzy córki: Maria, Irena (moja matka) i Janina. Później mieszkali dłuższy czas w Makowie Podhalańskim. Wszystkie córki zostały nauczycielkami. Po I wojnie światowej, którą spędzili częściowo w Makowie i Pradze Czeskiej, Maria i Janina przyjechały na Wołyń, gdzie wyszły za mąż za rolników i prowadziły czteroklasowe szkółki wiejskie. Mieszkały w dwóch wioskach odległych od siebie o 5 km (w powiecie kostopolskim). Maria poślubiła Jana Bielawskiego, właściciela średniej wielkości gospodarstwa we wsi Omelanka. Mieli jednego syna, Zbyszka (ur. 1925 r.).
Herb Ancuta. Nadany za waleczność Leonowi Ancucie, przez wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza. Według historyków i znawców polskiej heraldyki pochodzi z XVI wieku.
   Janina pracowała początkowo jako kierowniczka szkoły we wsi Mielnica, koło Stepania. W tym czasie jej przyszły mąż, Edward Mąkiewicz, dzierżawił aptekę w Stepaniu. Tam się poznali a następnie pobrali. Edward był niedoszłym księdzem, po pierwszym święceniu, jednak zrezygnował i zainteresował się farmacją. Po śmierci ojca objął gospodarstwo rolne we wsi Siedlisko, ok. 15 km od Stepania. Był to spory mająteczek, początkowo obejmujący 120 ha ziemi i lasów oraz dużą plantację chmielu. Gospodarka jednak uległa zniszczeniu podczas wojny. Z biegiem czasu posiadłość zmalała do kilkunastu hektarów. Kilka lat przed II wojną Mąkiewiczowie wybudowali nowy dom na miejscu starego dworku. Tu, w Siedlisku przyszły na świat ich dzieci: Danuta (1923 r.) i Leszek (1935 r.). Janina była kierowniczką szkoły (i jedyną nauczycielką) w Siedlisku. W tych samych okolicach zamieszkali też w latach dwudziestych dziadkowie - początkowo u córki Janiny, potem w okolicznych miasteczkach i wsiach: Stepaniu, Rafałówce, Hucie Stepańskiej. 
---------------------------------------------------------------------------------------------
  "Siedlisko było w samym środku polskich wsi, a było ich 24, idąc zgodnie ruchem wskazówek zegara, w promieniu 10 km od Siedliska. Były to: Huta Stepańska, Borek,, Kamionka Stara, Kamionka Nowa, Łady, Omelanka,Ożgowo, Balarka, Thory, Temne, Romaszków, Osówka, Wyrobki, Szymanisko, Brzezina, Soszniki, Hały, Perespa, Użganowo, Wydymer, Włodzimierzec, Wyrka i Ostrówki. Tych 24 wiosek polskich otaczał pierścień 23 wsi ukraińskich i w promieniu 20 km od Siedliska były to Stepań (miasto), Zbruż, Sy dyń, Mydzk Wielki, Mydzk Mały, Bereściany, Ożgowo, Telcze, Kulikowicze, Komarów, Nowosiółki, Czartorysk (miasto), Ośnica Duża, Ośnica Mała, Majunicze, Police, Żołuck (miasto), Kyczylsk, Horodzieck, Werbcze Duże, Werbcze Małe oraz Butejki."
(Antoni Gutowski, Organizowanie samoobrony w Siedlisku, http://ksi.kresy.info.pl/pdf/numer25.pdf).
----------------------------------------------------------------------------------------------
Stepań, lata przedwojenne.
   Dziadek - łysy z białą bródką, szczupły i schludny, miał dość trudny charakter, bywał często złośliwy i sarkastyczny w stosunku do otoczenia. Babka nie miała z nim łatwego życia. Mając niskie ciśnienie, wypijał duże ilości herbaty, pociągał też sobie winka zbożowego własnej roboty. Nie palił, ale zażywał dużo tabaki. Ceremonia wciągania nosem brunatnego proszku zawsze mnie mocno zajmowała, lecz nigdy nie mogłem pojąć, jaka się kryje za tym przyjemność. Dziadek bardzo lubił psy i stale miał jakiegoś kundla, którego troskliwie pielęgnował, przemawiając do niego z czułością, jakiej nie często doświadczały żona i córki. Mówił z uznaniem o socjalizmie, jednak jego pojęcia w tej kwestii były mocno zagmatwane. Dość przytoczyć fakt, że za największego socjalistę uważał Piłsudskiego, dla którego żywił wielki szacunek.Był zapewne na swój sposób fideistą, ale do kościoła nie chodził i księży nie znosił.

Rząd górny od lewej: Edward i Janina Mąkiewiczowie, Witold Ancuta (bratanek Juliana); u dołu: Julian Ancuta, Irena Zabiełłowa, Bronisław Ancuta (młodszy brat Juliana, ojciec Witolda), "Fidol", "Aza". Stepań 1930 r.
   Babka Felicja, niedużego wzrostu, z koroną rudawych włosów, nieco zreumatyzowana, poruszała się jednak żwawo i była raczej pogodnego usposobienia. Uwielbiała wnuki, które traktowała zawsze z wielką serdecznością. Bardzo pracowita, gotowa stale nieść pomoc córkom.

Felicja z Maksymowiczów Ancutowa
   Obie moje babcie - Zabiełłowa i Ancutowa - spotkały się tylko raz, w pamiętnych dniach, kiedy miał przyjść na świat ich pierwszy wnuk, to znaczy ja. Poród zapowiadał się trudny, więc obie panie zostały wezwane do Łucka. I tu nastąpił niemiły zgrzyt w rodzinnej harmonii: oto babcia Felicja zaczęła się w pewnej chwili głośno użalać wobec babci Wiktorii, że jej córka zrobiła kiepską partię wychodząc za mąż za Wacława Zabiełło. Wiktoria, zdumiona i głęboko urażona, wysłuchała tych dziwnych pretensji w milczeniu, nie podjęła żadnej dyskusji, ale urazę zachowała do końca życia i nigdy odtąd nie utrzymywała żadnego kontaktu z Ancutami. Przez następnych kilkanaście lat teściowie obu małżonków pozostali dla siebie ludźmi obcymi. Cóż, można zapewne zrozumieć gorycz babci Felicji - mój ojciec był początkowo na niezłym stanowisku państwowym, co mogło schlebiać dumie babci, która jak każda matka, pragnęła, aby jej z trudem wykształcona córka jak najlepiej wyszła za mąż. Potem jednak ojciec został bardzo skromnym i mało zarabiającym urzędnikiem bez perspektyw życiowych, stąd pewne rozczarowanie. Ale przecież małżeństwo było udane a skromne warunki bytowe nie zakłócały bynajmniej zgody i wzajemnego przywiązania rodziców. Z perspektywy czasu należy więc ocenić nagłą reakcję babki Ancutowej jako nieprzemyślaną i małostkową. Biedna babcia Wiktoria! Skarżyła się swego czasu, że jej teściowa - Hilaria Zabiełłowa - nie lubiła jej i również traktowała małżeństwo swego syna prawie jak mezalians. A teraz podobne pretensje zgłaszano wobec jej syna! Oto przykład, jak często matki bywają zaślepione...
   Jak wspomniałem, dziadkowie Ancutowie pomagali dzieciom, zwłaszcza obu córkom mieszkającym na Wołyniu. Pomogli im, ze skromnej renty dziadka, zagospodarować się i wybudować nowe domy.
   Jesienią 1939 r., gdy dziadek przestał otrzymywać rentę, przenieśli się do Bielawskich. Okoliczności ostatnich chwil ich życia nie są jasne. Wiadomo tylko, że gdy w 1943 r. zaczęły się napaści ukraińskich nacjonalistów na polskie wsie, Bielawscy i dziadkowie przenieśli się do warownego obozu polskiego w Hucie Stepańskiej a podczas ewakuacji z niego zostali zamordowani przez Ukraińców. Wujostwo Bielawscy i Zbyszek zdołali się uratować; po wojnie przyjechali do Polski. Zbyszek był na Wołyniu w AK, potem jako podporucznik WP przebywał m. in. w Bielsku-Białej, gdzie prawdopodobnie zmarł w 1946 r. wskutek choroby nerek (lub w Sycowie - red.). Ciotka zmarła w tym samym czasie. Wuj Jan przebywał w okolicy Bydgoszczy, ożenił się powtórnie z nauczycielką i prawdopodobnie zmarł w 1969 r. Moi rodzice i ja nie widzieliśmy ich od 1941 r. i dalsze losy krewnych Bielawskich znamy tylko z przekazów innych członków rodziny i znajomych.

Zbigniew Bielawski (po prawej), 1946 r.
----------------------------------------------------------
Poniżej trzy wersje zdarzeń związanych z opuszczeniem Huty Stepańskiej.

 Ukraińcy zaatakowali 16 lipca. W ciągu dnia spalili kilkanaście pojedynczych polskich siedlisk wokół Huty i wymordowali ich mieszkańców. Na samą wieś uderzyli późnym wieczorem.
Cichociemny słusznie przewidział, że główny atak nastąpi od strony zachodniej, gdzie ściana lasu zaczynała się zaledwie kilkadziesiąt metrów od pierwszych zabudowań, dlatego bardzo silnie obsadził tamten odcinek. Ukraińcy najpierw upozorowali atak od wschodu, jednak zostali odrzuceni przez polskich obrońców. Potem główne siły UPA wspomagane przez czerń uderzyły od strony lasu. Rozgorzała zacięta walka. Walczono wręcz na śmierć i życie. Nikt nie błagał o litość i nikt jej nie okazywał. Po kilkugodzinnych zmaganiach napastnicy wycofali się.
Uderzyli znowu rankiem 17 lipca. Był to sądny dzień. Na Hutę Stepańską ruszyło kilka tysięcy Ukraińców. Obrońcy polskiej wsi – istnej fortecy, nowego Zbaraża – kilkukrotnie musieli wypierać bandytów z samego centrum osady. Porucznik Kochański też brał udział w walkach i został ranny w lewą rękę.
Walki trwały nieprzerwanie przez cały dzień i ustały dopiero pod wieczór. Poległo około stu Polaków i kilkukrotnie więcej Ukraińców.
Położenie obrońców było straszne. Wyczerpywała się amunicja, było wielu rannych. Stało się jasne, że następnego takiego szturmu bohaterska wieś nie wytrzyma. Porucznik Kochański podjął decyzję o ewakuacji na północ, do bazy polskiej samoobrony w Antonówce.
Przez całą noc z 17 na 18 lipca organizowano konwój wozów, na które ładowano rannych, chorych, kobiety, dzieci i cały dobytek.
O świcie, gdy poranna mgła zasnuła okolicę trzykilometrowa kolumna ruszyła na północ. Tuż przed wyruszeniem silne oddziały samoobrony pod dowództwem porucznika Kochańskiego uderzyły na pozycje upowców przerywając pierścień okrążenia. Następnie obrońcy przeszli na tył kolumny odpierając ataki Ukraińców, którzy rzucili się w pogoń za Polakami.
Pod wieczór tabor doszedł do kolonii Hały, gdzie zaskoczono pewną liczbę Ukraińców rabujących opuszczone budynki. Polscy obrońcy wybili ich co do jednego. Tam też przenocowano.
Konwój przeszedł około dwadzieścia kilometrów i dotarł do linii kolejowej w Rafałówce, gdzie napotkano oddziały niemieckie. Niemcy załadowali część ludności do wagonów i wywieźli na roboty (Polacy zgodzili się na to dobrowolnie). Pozostała część znalazła schronienie w okolicznych wsiach, gdzie również działały oddziały polskiej samoobrony.
Huta Stepańska została doszczętnie spalona przez Ukraińców.
 Z Blogu Biszopa "Zapiski z Granitowego Miasta - Forteca" (http://blogbiszopa.pl/2014/04/forteca/)

Gdy 18 lipca nad ranem pojawiła się gęsta mgła, część mieszkańców - bez uzgodnienia z dowództwem - podjęła decyzję o wymarszu. Około tysiąc osób - część na furmankach ustawionych w dwóch rzędach a część pieszo - zaryzykowało opuszczenie wioski-fortecy. "Gdy dojeżdżaliśmy do Wyrki, banderowcy, przepuściwszy czoło kolumny, zaczęli strzelać z karabinu maszynowego. I te ich okropne krzyki: Hurra! Bić Lachiw! Rezać lachiw! Hurra!” (Stanisława Guzowska).
Reszta furmanek wróciła w popłochu do Huty Stepańskiej. Tam, po zebraniu od rozesłanych zwiadowców informacji co do rozstawienia sił banderowskich w okolicy, porucznik Kochański przeprowadził z oddziałem obrońców taktyczny atak na pozycje banderowców w okolicy Słonych Błot, po czym zarządził ewakuację. Wszyscy Polacy opuścili Hutę Stepańską w uporządkowanej, kilkukilometrowej kolumnie furmanek, osłanianej przez uzbrojonych obrońców - a dodatkowo także przez gwałtowną popołudniową burzę.
(http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz%2Fobrona-huty-stepanskiej#)

W nocy z 17 na 18 lipca dowództwo samoobrony krytycznie oceniło położenie Huty. Obrońcom szczególnie brakowało amunicji. Analiza sytuacji wskazywała na nieuchronność upadku ośrodka w dniu następnym. Po rozważeniu wielu pomysłów podjęto decyzję o ewakuacji i przebijaniu się przez pierścień oblężenia na odcinku północnym w kierunku linii kolejowej Kowel-Sarny oraz bazy samoobrony w Antonówce.

Przez noc uformowano kolumnę wozów i załadowano na nie kobiety, dzieci, chorych i rannych oraz część dobytku. Część taboru pod wpływem paniki ruszyła w stronę Wyrki, gdzie została zaatakowana przez UPA i zawróciła. Zginęło około 100 osób.

Nad ranem 18 lipca 1943 r. wszystkie siły samoobrony zaatakowały na odcinku północnym, odrzucając siły UPA na boki. W powstały korytarz wdarła się 3-kilometrowa kolumna wozów i pieszych. Dzięki gęstej mgle udało się uniknąć ostrzału przeciwnika i ofiar wśród uciekinierów. Po wydostaniu się kolumny z kotła, jej koniec obsadzili żołnierze samoobrony odrzucając ukraiński pościg.

Część ludności przebijała się z okrążenia na własną rękę, także ponosząc straty z rąk Ukraińców.
(Wikipedia)
 -----------------------------------------------------------
   Dzieje Mąkiewiczów potoczyły się innymi drogami. W początkach 1940 r. wuj Edward został aresztowany przez NKWD i wywieziony na Syberię, gdzie wkrótce zmarł tragicznie (podobno utonął przy spławie drzewa w Irkucku). Ciotkę Jankę z dziećmi wywieziono do Kazachstanu, skąd wraz z oddziałami Andersa wyjechali przez Iran do Afryki Wschodniej a po wojnie do Anglii. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------
   W 1945 Janina Mąkiewicz została wybrana do władz oddziału Zrzeszenia Nauczycieli Polaków w Masindi w Ugandzie.
(Tadeusz Radzik, Zrzeszenie Nauczycielstwa Polskiego Zagranicą w latach 1941 - 1991)
--------------------------------------------------------------------------------------------------
   Po wojnie pełniła funkcję pierwszej nauczycielki w Polskiej Szkole w Bury, pod Manchesterem.
(http://www.klub-bury.co.uk/artykul/18/)

Janina Mąkiewicz z synem Leszkiem, Nairobi 1947 r.
   Tu Danka wyszła za mąż za W. Sokoła. Mają jedyną córkę, Marysię, która ukończyła szkołę angielską i została nauczycielką biologii. W 1967 r. była u nas w Warszawie. Leszek wyuczył się zawodu spawacza, w 1959 r. wyjechał do Kalifornii, gdzie ożenił się z Angielką imieniem Celia. Mają dwóch synów. Do USA wyjechała też ciotka Janka. Moja matka odwiedziła ją w Anglii w 1958 r. Obie utrzymywały kontakt listowy do śmierci matki w 1971 r. Od tego czasu brak wiadomości (Janina Mąkiewicz zmarła w 1978 r. - red.).
Ślub Celii i Leszka Mąkiewiczów (Monkiewich?). Kalifornia, maj 1959 r.

   Dziadek Ancuta miał znacznie młodszego brata, Bronisława, zupełnie do niego niepodobnego. Wysoki, lekko szpakowaty brunet z baczkami, lubił polowania. Spłodził syna Witolda, urodzonego chyba ok. 1912 r. Mieszkali we Lwowie lub Stanisławowie. O innych krewnych tej linii brak danych.

-------------------------------------------------------------------

   Kilka słów o moich rówieśnikach. Rodzeństwa nie miałem. Było natomiast sześcioro braci i sióstr ciotecznych. O większości z nich pisałem wcześniej w różnych miejscach.
- Ze strony matki:
1. Zbigniew Bielawski, syn Marii i Jana (28.04.1925 - 1946), urodzony w Omelance na Wołyniu. Spotykałem się z nim tylko na wakacjach a dłuższy okres spędziliśmy razem w latach 1940/41 (czerwiec-luty), gdy mieszkałem w Omelance. Prawie całe swoje krótkie życie przebył w rodzinnej wsi. Ukończył dwa lata gimnazjum w Krzemieńcu. Był chłopcem inteligentnym i miłym, trochę rozpieszczonym jedynakiem.
2. Danuta Mąkiewicz, córka Janiny i Edwarda, urodzona w 1923 r. w Siedlisku na Wołyniu. W latach 1935 - 37 przebywała u nas w Brześciu, gdzie uczęszczała do szkoły. Widywaliśmy się poza tym rzadko - ostatni raz jesienią 1939 r. W 1940 z matką i bratem została wywieziona do Kazachstanu a po wyjeździe z ZSRR była prawdopodobnie w Pomocniczej Służbie Kobiet w Wojsku Polskim na Zachodzie. W 1945 r. osiedliła się w Anglii. Wyszła za mąż za W. Sokoła. Ma córkę Marysię (1947). W późniejszych latach, po śmierci męża, przeniosła się z córką do USA, do matki.
--------------------------------------------------------------------
Z ewidencji Pomocniczej Służby Kobiet:
Sokół Danuta (z d. Mąkiewicz)
2792697, st.szer. / LACW, sanitariuszka, Sealand, ur. 23.09.1923
(http://listakrzystka.pl/?page_id=48)
--------------------------------------------------------------------
3. Leszek Mąkiewicz syn Janiny i Edwarda, urodzony w 1935 r. w Siedlisku. Podczas wojny losy podobne, jak jego siostry. Po wojnie w Anglii a od 1959 r. w USA (Los Angeles). Żonaty z Angielką Celią, ma dwóch synów i córkę. Widziałem go ostatni raz w 1939 r., jako kilkuletnie dziecko. Podobno dobrze mu się powodzi, ale zbyt namiętnie lubi gry hazardowe. Kilka lat pracował w Iranie jako nauczyciel zawodu.
- Ze strony ojca:
1. Zygmunt Wirpsza, urodzony w Równem w 1928 r. Wojnę przebył na zesłaniu w Kazachstanie. Później mieszkał z rodziną we Wrocławiu, gdzie ukończył Politechnikę (chemia). Od 1953 r. w Warszawie. Pracownik naukowy Instytutu Chemii. Ma stopień doktora habilitowanego nauk chemicznych. Dwóch synów: Władysław (1955) i Krzysztof (1972). Żona Elżbieta, lektor języka angielskiego.
2. Jerzy Wirpsza, brat Zygmunta, urodzony w Równem w 1931 r. Wojnę również przebył w Kazachstanie. Inżynier - elektryk. Mieszka we Wrocławiu. Żona Hanna - małżeństwo bezdzietne.
3. Irena Wirpsza - Lange, siostra poprzednich, urodzona w Równem w 1933 r. Nauczycielka we Wrocławiu. Mąż Waldemar, córka Ewa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz